piątek, 22 sierpnia 2014

Bezdomny Bang.A.P cz.1



      No dobra no to zacznijmy od początku. Mam na imię Jonna, w skrócie Jon, Joni (jak chcecie). Mam 20 lat. Pochodzę z Polski. Jestem studentką drugiego roku. W przyszłości chciałabym zostać tłumaczem. Dwa lata temu zastanawiałam się, który język wybrać. Na początku myślałam o angielskim, ale stwierdziłam, że zanim wybiję się przed szereg najlepszych, bym zarabiała tyle, ile bym chciała, minie ogromnie dużo czasu. Za to, jeśli wybiorę taki, którego tylko niektórzy decydują się uczyć, będę miała większą szansę, że to akurat mnie wybiorą, bym np. tłumaczyła przed telewizją polską wywiad naszej dziennikarki z jakimś sławnym azjatyckim zespołem, którego kochają miliony fanek na całym świecie…- Tak, byłoby cudnie. Dlatego też zdecydowałam się na j. koreański, w którym jestem już całkiem dobra, gdyż uczyłam się go, gdy byłam nastolatką (już wtedy interesowałam się Azją i tamtejszą k-popową muzyką). A tak na doczepkę dodałam do tego jeszcze język włoski, który był moim dodatkowym językiem już od klasy pierwszej gimnazjum. Tak, więc idę na dwa fronty.
      I tak właśnie znalazłam się w Korei. Są wakacje. Cisza i spokój. Wiecie jak musiałam się natrudzić, by się tu dostać? Na początek bilet. Tak dwoma słowami – kupa kasy. Zbierałam ją przez cały rok.
1/3 Pieniędzy (na bilet) to moje dorabianie w empiku. Następnie kilka groszy od moich rodziców. I na koniec… pomoc z uniwersytetu ( naprawdę wspierają uczniów, jeśli chodzi o takie akcje, oczywiście, jeśli nasz wyjazd ma nam pomóc w nauce). Do tego musiałam sobie znaleźć jakiś nocleg. I muszę powiedzieć, że to, co znalazłam jest naprawdę niezłe. Mieszkam w centrum Seulu w domu jakiejś bardzo miłej koreańskiej pary, która też wyjechała gdzieś na wakacje i powierzyła mi klucze do swojego mieszkania, w zamian za regularne sprzątanie w ich domu oraz podlewanie ich wspaniałego małego ogrodu na tyłach posesji, co jest bardzo proste, gdyż wystarczy uruchomić tylko zraszacze i gotowe. Przez Skypa musiałam wyglądać naprawdę przekonująco, jeśli bez większego wahania mi zaufali, och i to jak. Jestem z siebie naprawdę dumna.
       Taaa tylko szkoda, że ledwo, co zdążyłam na ostatni pociąg metra, jaki dzisiaj jeszcze przejeżdża obok mojego domu. Jest już godzina 23:46. Niby jeszcze nie jest tak późno, ale nie miałam ochoty iść na pieszo przez połowę miasta. Nie wiadomo, jakie typy krążą w tych okolicach o tej porze, a mnie raczej nie ciągnie by się tego dowiedzieć. Teraz siedzę w jednym z ostatnich wagonów przyglądając się kątem oka jakiejś bardzo słodkiej parze, która chyba wybiera się na jakąś imprezę, albo randkę… sama nie wiem, ale są słodcy. Taaaa, to najważniejsze. Ok. ok. Nie ważne. Dobra, to moja stacja, chyba muszę wysiąść.
        Wciskam swój bilet do automatu, po czym przechodzę przez bramki. Wychodząc z podziemi nakładam kurtkę przeciwdeszczową, gdyż strasznie leje. Czy to można nazwać udanymi wakacjami? Dla mnie tak. Nawet deszcz nie przeszkodzi mi w zwiedzaniu Seulu. Wtulam się najciaśniej jak mogę w swoje okrycie i przebiegam jak najszybciej na drugą stronę ulicy, prawie wpadając pod samochód. Już czuję pod wszystkimi warstwami ubrań zimną strużkę cieczy wędrującą coraz niżej i niżej. Kurczę, muszę się pospieszyć, bo znając moje szczęście zaraz będę chora. Skręcam za róg przyciskając się do ściany tak, by spadło na mnie jak najmniej wody z nieba. Jeszcze tylko kilka uliczek i będę na miejscu. Znów skręcam… i gwałtownie przystaję. Po mojej lewej stronie bije się kilka kolesi. Wydaje mi się, że trójka z nich trzyma się razem tłuc z całej siły tego leżącego już na ziemi. Choć moim zdaniem jest już pokonany, on się nie poddaje. Od czasu do czasu oddaje tamtym także mocnymi ciosami. Jednak właśnie wtedy dostaje jakąś metalową rurą w skroń i upada głową na bruk. W tym samym czasie jeden z nich spojrzał w moją stronę. Ooo nie. Zaczęłam iść do tyłu. Jeszcze tego mi brakowało, by mnie pobili, albo, co tam jeszcze sobie zażyczą. Zaczęłam uciekać. Po trzech minutach biegu już się zmęczyłam, więc postanowiłam się ukryć za jakimś kontenerem w małym, ciemnym zaułku. Po kilku sekundach już mnie minęli. Bez większego zastanowienia zaczęłam biec znów w kierunku domu, czyli skąd przybiegłam. Właśnie miałam minąć leżącego chłopaka, gdy jednak przy nim przystanęłam. Nie mogłam go tak zostawić. Obejrzałam się za siebie, by sprawdzić, czy tamci czasem nie wracają, po czym znów poświęciłam swoją uwagę poszkodowanemu. W ogóle się nie ruszał, jakby umarł. Jestem lekko przerażona. A co jak to jakiś pijak, który zaraz na mnie napadnie z nożem, żądając kasy lub jeszcze czegoś innego? Nigdy nie wiadomo. Stałam tak jeszcze przez jakieś trzy minuty, już całkiem przemoczona. Lecz koleś się dalej nie ruszał. No tak, ja głupia, jak ma mnie napaść, jeżeli jest nieprzytomny? Może trzeba mu pomóc? Nie wiedziałam, co zrobić. Był cały blady, a z boku głowy leciała mu strużka krwi z dość głębokiej rany. Nie wyglądało na to, by zrobił to sobie przy upadku. Raczej właśnie to była jego przyczyna. Musiał zemdleć, gdy oberwał. Jeszcze ta nieszczęsna pogoda. Kurcze. I co teraz? Mam zadzwonić po pogotowie? Nawet nie znam numeru. A polski numer raczej się tu nie przyda. No, ale do domu też go nie wezmę. Nawet go nie znam. Ale z drugiej strony…zostawić też go nie mogę.
         Po kwadransie w końcu zdołałam go doczołgać na taras przed domem. Jest tu chociaż kanapa do siedzenia i czytania gazet, no i oczywiście dach. Postanowiłam, że chociaż to mogę dla niego zrobić. Nie wpuszczę go do środka, ale i to powinno być lepsze niż leżenie na ulicy. Położyłam go na kanapie i otuliłam dwoma najcieplejszymi kocami, jakie miałam. Wpatrywałam się w niego jeszcze przez jakieś dziesięć minut. Miałam wrażenie, że jeszcze czegoś nie zrobiłam. Aaaa, no tak a co z raną na głowie? Nie chciałabym by wdarło mu się zakażenie. Pobiegłam do łazienki szukać apteczki, po czym wróciłam z wacikami i wodą utlenioną. Miałam nadzieję, że się nie obudzi. Zaczęłam mu odkażać zakrwawione miejsce tuż przy jego miękkich, czarnych włosach. Tak, były naprawdę miękkie, choć całe we krwi i błocie. To, co najmniej dziwne. Jego głowa spoczywała na moich kolanach, a ja wyczyściłam mu już chyba całą twarz, choć pewnie w świetle dziennym by już błyszczała i to z połyskiem. Ja jednak nie przestawałam jej dalej przeczyszczać. Nie mogłam od niego oderwać oczu. Od jego ciemnych, długich rzęs, idealnych różowych, teraz trochę sinych ust. No właśnie…sinych. Jeszcze nie wróciły mu kolory na twarz, choć był przykryty…już trzecim kocem. Też powinnam się przebrać. Mam nadzieję, że będzie z nim wszystko dobrze. Ciekawe, kto mu to zrobił? Kim byli ci ludzie? Dlaczego to zrobili? Nie wiem czy chcę wiedzieć. Mam nadzieję, że jak jutro wstanę, to już go tu nie będzie. Po prostu odejdzie wdzięczny za moją dość dziwną, ale prawdziwą gościnę.
        Umyłam się, ubrałam w piżamę składającą się z długich, granatowych spodni ze ściągaczami i białą bluzką w ciemne paski. Weszłam pod kołdrę, zgasiłam światło i wtuliłam się w poduszkę. Leżę już tak od dwóch godzin i nie wiem jak bardzo jestem już zmęczona, to i tak moje oczy nie mogą się zamknąć, za to druga połowa mnie chyba dalej czuwa przy tym facecie z zakrwawioną głową. Nie wytrzymam tak dłużej. Muszę usiąść. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zaczynam się ciągnąc za włosy, to naprawdę boli. Wkładam kapcie i zmierzam w kierunku kuchni. Nalewam sobie wodę do szklanki. Piję dwa łyki, a trzeci…wypluwam do zlewu, wylewając przy tym wciąż niewypitą zawartość naczynia, po czym znowu go napełniam i chlustam sobie zimną cieczą w twarz. Nigdy tak nie robię, ale ten wieczór i noc nie należą do normalnych. Po pięciu minutach zdaję sobie sprawę, że stoję przy drzwiach na taras gotowa, by nacisnąć klamkę i znów go zobaczyć oraz sprawdzić, czy wszystko z nim ok. No, bo może już umarł? Taaa, jestem okrutna. Wychodzę na zewnątrz. Wciąż pada. Patrzę w bok i… wciągam powietrze. Okazuje się, że… przekręcił się na drugi bok. Podchodzę do niego, by sprawdzić, czy oprócz tego, czego przed chwilą byłam świadkiem, wszystko w porządku. Pochylam głowę tak by widzieć wszystkie jego kontury twarzy, gdy on właśnie otwiera oczy. Zaczynam wrzeszczeć i zataczam się do tyłu. 

---------------------------------------------------------
No i oto pierwsza część mojego krótkiego trzy lub cztero rozdziałowca. Mam nadzieję, że początek wam się podoba... Coś dla k-poperów ;) Mam nadzieję, że następna część pojawi się jeszcze w tym miesiącu (wiem, że to długo, ale znów wyjeżdżam i nie będę mieć czasu na pisiupisiu, choć bardzo mnie do tego ciągnie, gdyż wczułam się w fabułę...)
Ach i chciałabym strasznie was wszystkich przeprosic za moją strasznie długą nieobecność na blogu. Ale nie martwcie się, to tylko przez wakacje ;) Podczas roku szkolnego będę tu tak długo, aż się mną znudzicie i zaczniecie rzucać wymyślonymi pomidorami ;)

sobota, 16 sierpnia 2014

Impreza nad basenem.

Autor: Suho
Typ: AU, komedia
Rated: PG
Paringi: Brak         


 Zapowiada się kolejny nudny dzień. Dlatego właśnie nie cierpię wakacji, mija dopiero drugi tydzień lipca, a ja w pierwszy tydzień zrobiłam prawie wszystko co miałam zaplanowane na te dwa miesiące.
A to wszystko dzięki mojej najlepszej przyjaciółce i naszej dwunastce przyjaciół: Suho, Kris'owi, Lay'owi, Luhan'owi, Kai'owi, Sehun'owi, Chanyeol'owi, Chen'owi, Xiumin'owi, D.O, Bakhyun'owi i Tao.
Strasznie ich wszystkich kocham, ale to już jakaś przesada, najpierw wykończyli wszystkie pomysły na wakacje w tydzień (tak, wiem że się powtarzam, ale jakoś muszę dać  upust mojej frustracji.) ,a teraz to nagle za gorąco i nikt nie chce wyjść.
           Usiadłam przy biurku i miałam włączyć komputer, gdy nagle po całym pokoju rozniosły się dźwięki mojej ulubionej piosenki BTS - Jump, co oznacza że to mój telefon. Ale ktoś ma wyczucie czasu, no po prostu konieczne było przerywanie mi użalania się nad sobą, w tej chwili żałosną egzystencją.
          Owym ktosiem okazał się Luhan, co, nie ukrywajmy, nie znacznie mnie ucieszyło. Przejechałam palcem po ekranie i przyłożyłam aparat do ucha.
- Lulu! Jak miło, że ktoś się w końcu do mnie odezwał.
- No hej kociaku ty nasz! - chłopak zaśmiał się do słuchawki, po czym krzyknął gdzieś w dal. - Chłopaki przywitajcie się!
         Niemal od razu usłyszałam głośne i nie równe "annyeong", przez co zachichotałam.
- Cześć! No to czemu zawdzięczam twój telefon? - Udawałam  poważną, ale coś mi to nie wychodziło.
- No bo, robię małe spotkanie na basenie, bo rodzice wyjechali i postanowiłem zaprosić chłopaków i... no wiesz... fajnie by było, jakbyś przyszła. - W Jego głosie słychać było lekkie zdenerwowanie.
- Najlepiej z Ahri! - Krzykną ktoś w tle, prawdopodobnie był to Lay.
- A i stroje kąpielowe są obowiązkowe, oczywiście. - Słyszałam że się szczerzy w tym momencie.
- Jasne, ja zawsze chętnie Jelonku, tylko nie wiem jak nasza mała "buntowniczka".
        Ahri jest specyficzną osobą, ciągle robi na przekór i zawsze jest ubrana w długie spodnie i długi rękaw, do tego najczęściej czarny, nawet gdy jest powyżej 30 stopni C, a mimo to jest niepoprawną optymistką.
- Mówiłem Ci, żebyś nie nazywała mnie Jelonkiem, to takie mało męskie, a ja jestem bardzo męski! - -Oburzenie w jego głosie było komiczne.
- Tak, kochanie. Masz rację, jesteś bardzo męski. - Walczyłam ze sobą, by się nie roześmiać, bądź co bądź ale to mogło go urazić.
- No, i masz to zapamiętać! - Pogroził mi, takim tonem, że trochę spoważniałam. - A co do naszej kochanej przyjaciółki, to wierzymy w ciebie, słońce. Pa. - I się rozłączył nie czekając na moją odpowiedź.
          Aish! Chincha?! Mój chłopak i jego przyjaciele, no po prostu załamka. Czemu nie wyślą Lay'a? To w końcu on jest chłopakiem Ahri.

Ahri pov :3

       Uwielbiam te dni gdy mogę sobie siedzieć  i nic nie robić, taki błogi stan.
       Kocham człowieka, który wymyślił klimatyzacje i wiatraki ( te do domu), za oknem 30 stopni, a w moim salonie zaledwie 15 stopni.
       Siedzę sobie tak na kanapie i oglądam marną jakąś dramę, która mnie wciągnęła, to jest trzeci odcinek.
        Jednak moje szczęście musiał przerwać  dzwonek przychodzącego sms'a. Łaskawie oderwałam wzrok od telewizora i przeczytałam treść wiadomości.

                 Od: Yeonrin <3
                 Otwórz mi drzwi zanim się tu rozpuszczę, na tej ufyfłanej wycieraczce :)

Że niby mam iść tak daleko? Nie ma mowy.

                Do: Yeonrin <3
                Wejdź. Jestem w salonie. :P

      Po chwili już słyszałam jej kroki po czym opadła na moją kanapę, cała upocona.
- Zbieraj się, idziemy do Luhana na basen. - Oznajmiła mi przyjaciółka.
- Ja nigdzie nie idę, tu mi dobrze.
- Lay chciał żebyś przyszła, reszta też próbowała mnie przekonać.
- Nawet, dla tego słodkiego jednorożca bez rogu i z dołeczkami w policzkach się stąd nie ruszam. - Ale ja byłam nieugięta.
       Yeon wstała bez słowa i gdzieś poszła, a ja wróciłam do oglądania dramy.
      Moja przyjaciółka wróciła po chwili z liną i... sankami? Na kołach? Skąd ona je wzięła?
- Jak nie chcesz po dobroci, to Cię porywam. - Obwieściła i najzwyczajniej w świecie rzuciła się na mnie.
       Próbowałam się bronić, ale nic z tego nie wyszło, zostałam brutalnie związana, następnie posadzona na sankach z kółkami i do nich przywiązana. Nie no, no to jest już chore!
      Moje krzyki i błagania by mnie zostawiła w spokoju, spełzły po niczym.
       Rin chwyciła za tasiemkę przywiązaną na przodzie mego pojazdu i wyjechała z domu. Zamknęła drzwi na kluczyk, jak dobrze że wiedziała gdzie on jest, bo gdyby nie zakluczyła mieszkania to bym ją udusiła.
       Dziewczyna ciągnęła za sobą sanki przez miasto, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
       Ludzie dookoła patrzyli na nas jak na jakieś niedorozwinięte.
       No bo jak to wygląda?
       Idzie dziewczyna ubrana odpowiednio do pogody i ciągnie sanki za sobą na, których siedzi związana dziewczyna w czarnych, długich spodniach i czarnej koszulce z krótkim rękawem obie są w wieku licealnym, a na dodatek jest środek lipca! 
       Przez całą drogę nie odezwałam się i próbowałam zakryć twarz grzywką, bo resztę włosów mam związane w kitkę. Aigoo! To żenujące!

Yeonrin Pov

      Dlaczego Ahri jest taka ciężka? To chyba przez tą pogodę tak się wydaje, bo normalnie tak nie jest.
      Gdy dotarłyśmy pod dom Luhan'a byłam już trochę zmęczona. Aghr, kto zamknął furtkę, no co za idiota!

              Do: Jelonka
              Rusz swój zgrabny tyłek i otwórz nam furtkę. :*

- Co tak długo? Robi mi się gorąco! - Porwana dziewczyna zaczęła się już niecierpliwić.
          Już miałam Jej odpowiedzieć gdy zza domu wyłoniła się sylwetka mojego chłopaka, w samych spodniach.
- Hej! - Przywitał się, otworzył "wrota", po czym mnie pocałował.
- Błagam was! Ciało mi cierpnie! - Uprowadzona zaczęła nas poganiać.
- Coś ty zrobiła! - Lulu spojrzał zaskoczony na naszą przyjaciółkę. - Kiedy mówiłem żebyś z nią przyszła nie chodziło mi o porwanie. - Chłopak zaśmiał się z zastałej sytuacji.
- No bo, ona nie chciała przyjść... - Zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobra, dobra. Chodź i daj mi to. - Luhan wyjął mi z ręki tasiemkę od sanek i pociągnął je za sobą, chwytając mnie za rękę. Zaprowadził nas na tyły podwórka, gdzie już była reszta chłopaków.
- Jezusie brodaty! Co ona Ci zrobiła Ahri? - Jak tylko znaleźliśmy się w pobliżu naszych przyjaciół, Lay podbiegł do swojej dziewczyny i zaczął ją rozwiązywać.
- Chłopaki jest problem, bo zapomniałam zabrać nam stroje. - Na tą wieść, wszyscy zaśmiali się złowieszczo.
         Nagle, nie wiadomo skąd Kris wyciągnął dwie duże, jasne koszulki i dwie pary krótkich spodenek.
- O nie, nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie! - Ahi zaczęła protestować, ale widząc że oni są całkiem poważni, rzuciła się w stronę drzwi tarasowych i wpadła do domu.
        Chłopcy pobiegli za nią, a zostali tylko ze mną Luhan, Lay i D.O.
- Ey! Lay, nie boisz się, że oni jej coś zrobią? - Zapytałam zdziwiona brakiem reakcji chłopaka.
- Nie, ufam im i Ahri też. - Odparł ze stoickim spokojem.
- Lu, nie przytulaj się do mnie w taką pogodę. - Chłopak nie był zadowolony tą wiadomością.
- Trzymaj i przebieraj się. - D.O podał mi spodenki i koszulkę.
- Okej. - Wzięłam od niego rzeczy. - Ale musicie się odwrócić i nie podglądać.
Chłopcy posłusznie się obrócili, więc jak najszybciej się przebrałam.

Ahri Pov

         Wbiegłam do domu i ruszyłam pędem w stronę schodów, jednak nie zdążyłam przebyć połowy drogi do nich, gdy kilka osób chwyciło mnie za rękę.
         Zostałam unieruchomiona i nawet nie wiem sama kiedy zostałam przebrana w tamte ciuchy od Krisa. Gdzie się podziewa Lay, kiedy go potrzebowałam?
        Po chwili zostałam wyniesiona przez chłopaków na rękach i wrzucona do basenu.
        Dziwi mnie to trochę, ponieważ jest on stawiany a nie w ziemi, a na dodatek ma około 1,60m wysokości.
        Zaczęłam się miotać w wodzie.
- Ona nie potrafi pływać! - Usłyszałam jak przez ścianę czyiś krzyk
       Teraz  jak przez mgłę widzę czyjąś sylwetkę, która po chwili wyciąga mnie na powierzchnię.
- Dzięki. - Wychrypiałam do Chanyeol'a , po czym kaszlnęłam.
      Chwyciłam się brzegu tego cholernego zbiornika wodnego w ogrodzie Luhan'a.
- Hej! Wszystko w porządku? - Lay jest chyba serio zmartwiony.
- Jasne! - Uśmiechnęłam się. - Dalej! Wskakujcie!
      Jak na komendę wszyscy skoczyli do basenu tylko mój kochany jednorożec wciąż stał przede mną.
- Nie ma co się martwić. - Upewniłam go i szybko pocałowałam.
    Wyszłam z basenu, chwyciłam dmuchany fotel i wrzuciłam go do miejsca gdzie prawie mnie zabito, po czym usiadłam na nim i zaczęłam tak pływać pomiędzy chłopakami.
 
--------------------------------------------
Oneshot na podstawie snu Kris'a. Mam nadzieję że się spodoba :)  Przepraszam po raz kolejny, ale miałam niespodziewany wyjazd i nie było jak wprowadzić poprawek itp.
Suho

sobota, 2 sierpnia 2014

Przepraszam!

Wiem że miałam dodawać raz w tygodniu, ale występują pewne komplikacje (nie chodzi o brak weny, bo jest jej aż za dużo xD), a mianowicie niezbyt częsty dostęp do komputera ;/ Jeszcze raz przepraszam i postaram się jak najszybciej coś dodać :)
Suho
PS. Zapraszam na stronkę na fb, gdzie adminuję z Junsu ^^ Zapraszamy :)