niedziela, 11 stycznia 2015

... 2/2

Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Świetnie. - powiedział, złapał mnie za szyję, tak, że nie mogłem wziąć oddechu i powlókł po ziemi. Wrzucił mnie do zimnego pomieszczenia i zatrzasnął drzwi. Z nosa leciała mi krew. Przede mną stał stół i zakapturzona postać. Kredowobiały mężczyzna popchnął mnie w jego kierunku. Upadłem twardo na kolana. Miałem ochotę go trzasnąć w twarz. Za kogo on się uważał? Już miałem się odwrócić, gdy powróciło do mnie wspomnienie siostry. Siedziałem cicho.
-Nie spełnię twojego życzenia za darmo... - zaczął czarnooki.
Żadnego ruchu.
Podszedł do mnie od tyłu, złapał za ręce i brutalnie przycisnął je do metalowego blatu stołu.
-Zawsze myślałem,  że złota rybka była bezinteresowna.  -dodałem.
-Dla odmiany ja się nie błyszczę - odpowiedział.
W tym samym czasie zauważyłem, że zakapturzony mężczyzna trzyma połyskujący przedmiot w ręce za plecami.
Szybki ruch stojącego za mną i moje ręce były kajdankami przykute do stołu.
W moich oczach pojawiła się panika.
-Nie! Nie, nie ,nie, nie ,nie nni..e. Oczy zaczęły mi biegać na wszystkie strony. Próbowałem wyrwać ręce z uścisku, ale ani drgnęły. Zacząłem się kulić i błagać. Cały się trząsłem.
Zakapturzony wyciągnął ostre narzędzie. Nie byłem pewien, ale chyba to było coś takiego czym jednym cięciem się ryby zabija i odcina płetwy. To samo miało się najprawdopodobniej stać z moimi palcami. Zacząłem kopać i wrzeszczeć. W mojej głowie pojawiały się coraz gorsze obrazy, że to nie mi, ale dziewczynie odpadają palce. Moje usta były całe opuchnięte i popękane przez zaciskające się na nich zęby. Zacisnąłem ręce w pięści. Ktoś próbował mi je rozprostować, ale ja ciągle się szarpałem. Poczułem, że ktoś z ogromną siłą stopą uderzył w moje kolano. TRZASK! ogromny ból w lewej kończynie. Byłem okładany czyimiś pięściami, ale i tak nic nie równało się z bólem, gdy w następnej chwili, za jednym zamachem zostałem pozbawiony trzech palców. Wrzask. Mój wrzask, po czym pożegnanie następnych dwóch palców. Plułem, kopałem, wiłem się z bólu, ale to nic nie dało... Po pewnym czasie już nic nie widziałem. Moje oczy zaszły mgłą. Już nie rozpoznawałem niczyjego głosu. Nastawała coraz większa cisza i w ostatnim momencie przed całkowitą utratą przytomności poczułem czyjś oddech przy uchu i usłyszałem już tylko jako najcichszy szept:
-Uczta się zaczęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~``````~~~~~~~~~~~~``
`````````~~~~~~~~~~~~~~~`````
Obudziłem się nie widząc na jedno oko. Nie chciałem patrzeć na lewą rękę, ale moje oczy jakby same tam powędrowały. Zero palców.  Tam gdzie powinny być sterczały małe kikuty paliczków, całe w brudzie. Z otwartych ran wylewała się dziwna maź, a reka do połowy była sina. Nic nie czułem,  gdy dotykałem swojego ciała,  tylko w miejscu,  gdzie powinny być palce gromadził się cały ból. Najgorsze było to,  że czułem jakby tam dalej były,  Ale zamiast nich było tam tylko powietrze.
Zgrzyt. Trzaśnięcie. Obejrzałem się w drugą stronę. On tam stał.  Wystarczył jeden krok.  Ale krok do czego? Zanim bym się zorientował znów bym oberwał i leżał nieprzytomny. A może to i nawet lepiej? Spróbowałem się przesunąć, ale uniemozliwila mi to jego stopa na mojej lewej i promieniującej bólem dłoni.
-Aishhh.  - zasyczałem.
-Wymyśliłeś już jakieś drugie życzenie?  -zapytał przekrzywjając głowę.
Splunąłem mu pod nogi.
-No cóż... widzę, że trzeba je u Ciebie wymusić siłą.
Drzwi się otworzyły i do środka wparowało dwóch mężczyzn.  Przygnietli mnie do ściany i jeden z nich wbił mi strzykawkę w zagięcie łokcia. Straciłem czucie w nogach i osunąłem się na zimną podłogę.  Teraz widziałem tylko jego połyskujące buty. Dwójka mężczyzn przygniatała teraz moje ręce i nogi.  Usłyszałem szelest i znów poczułem kłucie na ręce, a potem dwa kolejne. Nie byłem się w stanie ruszyć.  Moje oczy się rozszerzyły. Zacząłem ciężko oddychać.
-Nie martw się.  To tylko jakieś dwie godziny halucynacji. -usłyszałem.
Wiedziałem z czym się to wierze, z jakimi obrazami,  dlatego też przybyła nowa fala paniki.
-Yhmm.  -usłyszałem pomruk rozkoszy z jego ust.
-Cczego chcesz?  -wydukałem.
-Narazie wystarczy mi twój strach.  Przez te dwie godziny nieźle się posilę, a może i w trakcie wypowiesz drugie życzenie. - odpowiedział.
~~~~~~~~
 Odwróciłem się na plecy,  po czym wstałem.  Byłem sam zamknięty w tej ciasnej celi. Gdzie oni się podziali? Podszedłem do miejsca gdzie powinny być drzwi, ale ich nie było...  Zacząłem walić w ścianę,  ale po pewnym czasie zrozumiałem, że to bez sensu.  Znowu się odwróciłem i zamarłem. Z sufitu wisiał sznur,  A na nim człowiek.  Zaczął się obracać, miał worek na głowie. Zasłoniłem oczy dłońmi.  Nie chciałem na to patrzeć. Nagle coś dotknęło mojej stopy.  Podkuliłem nogi, ale moje dłonie bez mojego pozwolenia opadły i odsłoniły mi widok. Krzyczałem. Wiem to. Teraz ciało było tuż przede mną. Bez worka. To był barman. Pracował w klubie, w którym tak niedawno byłem. Jego ręka drgnęła. Niemożliwe. Nagle złapał mnie za kark,  wykrzywił moją szyję pod takim kątem, że już powinny mi pęknąć kręgi szyjne i wsadził moją głowę do lodowatej wody.  Wrzeszczałem, co odbierało mi tlen z płuc i zacząłem się dławić. Otworzyłem oczy... teraz scena się odwróciła.  To ja kogoś unieruchamiałem. W ręce trzymałem nóż i zadawałem raz za razem cięcia nożem w klatkę piersiową tej osoby.
-Przestań!  -wrzeszczałem sam do siebie.
Ciało zamieniło się w tułów jelenia.
Obok leżała siekiera, a ja trzymałem jego odciętą głowę.  Gwałtownie ją wypuściłem.  Ona poturlała się po podłodze i zamieniła w wypchane trofeum na ścianie.
-Przestań!  -wrzeszczałem raz za razem. -przestań...
~~~~~~~~~~~
Leżałem na podłodze i ciężko oddychałem. Znów byłem przeciśnięty do podłogi, a przede mną stał kredowobiały mężczyzna.
-Wypowiedziałeś drugie życzenie. -uśmiechnął się. -szkoda, że tak krótko wytrzymałeś.  Minęła dopiero godzina. No, ale życzenie to życzenie.
Płakałem,  szlochałem. Za co?!  Kto by tyle wytrzymał? Czy ktoś przeżywa teraz to samo co ja?  Jest nas więcej?
-Dajcie mu chwilę, a  potem zanieście do mojego gabinetu. -powiedział czarnowłosy do dwóch mężczyzn i wyszedł.
~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~
Zostałem brutalnie zaczołgany do jego gabinetu.
Siedział tam sobie jakby nigdy nic i czekał. Przywołał mnie skinieniem ręki. Podszedłem do niego i tak nie było już dla mnie ratunku. Byłem chodzącym wrakiem. Staliśmy przed oknem. Widok na świat. Był przede mną, ale czułem jakby był oddalony o setki kilometrów.  Szła tam.  Ulicą przez pasy.  Moja siostra.  Serce przestało mi bić.  Przycisnąłem ciało do szyby.  Na nią pędziła ciężarówka. Ona jakby tego nie widziała szła dalej.  Gdy już miało się "to" zdarzyć czas jakby stanął.
-Chcesz ją ocalić? -usłyszałem, ale nie dowierzałem.
-Skinąłem głową.
-Możesz to zrobić pod warunkiem,  że ja zabiorę Ciebie. Ona będzie już ode mnie uwolniona... na zawsze,  ale ty ze mną zostaniesz.
Przełknąłem ślinę.
-Na zawsze- dodał.
-Kim ty jesteś? - zapytałem.
-Ehm. Odwrócenie tego co na górze. - odpowiedział.
Zamknąłem oczy i skinąłem głową, chciałem by ona tam trafiła.  Do góry.
-Dasz mi kiedyś umrzeć?  - zapytałem z nadzieją.
-Tu nikt nie umiera. -szybko odpowiedział. - tu ludzie karmią mnie strachem.
Zacisnąłem zęby.
-Czy to znaczy,  że jak z tobą zostanę to uratuję kilka dusz? - zapytałem.
-Tak.  To jedyna zasada,  do której nie mam nic do gadania,  bo zawarłem z Nim umowę. Co jakiś czas zabieram jedną osobę, która mnie żywi, a uwalniam wiele innych.
-Zgadzam się.  - odpowiedziałem tym samym oddając ogromną i niesamowitą przysługę innym. Nie mogłem dopuścić do tego,  by innych spotkało to co mnie.
Czas znowu ruszył.  Ona spokojnie poszła dalej. Tam czekali na nią znajomi. Uscisnęli się i zniknęli za rogiem. Gdy już ich nie było widać okno zaszło czarną mgłą i straciłem kontakt ze światem.
-Już o tobie nie pamięta.  -usłyszałem i poczułem jego rękę na ramieniu. Tak naprawdę to on od początku by jej nic nie zrobił.  Poprostu chodziło mu o to,  by mnie zatrzymać. Ona była tylko obrazami w mojej głowie.  Ona przez cały ten czas nie pomyślała o mnie,  bo wymazał mnie jej z pamięci. Pokręciłem głową,  bo dopiero teraz to zrozumiałem. Wiedziałem chociaż,  że jednak na kimś mi zależało i nie byłem kompletnym zerem. Zniknęliśmy w głębi korytarzy, ale moje serce na zawsze pozostało przy oknie czekając na ponowny kontakt z tamtym światem, który jednak jak to było w umowie nie nadchodził.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to tak jak obiecałam macie drugą część ; ) Moja siostra twierdzi że opo jest trochę brutalne,  zobaczymy co wy o tym powiecie; ) Miłego czytanka życzę.  //Junsu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz