wtorek, 24 czerwca 2014

UWAGA!!!!

UWAGA!!

Więc pewnie zauważyliście, że do grana autorów na tym blogu doszła Junsu i  bardzo się z tego cieszymy :)

Ale również w tym tygodniu dojdzie kolejny autor. Będzie się on (to jest chłopak :) ) podpisywał Megi.

Dlaczego tak, a nie inaczej to już wam wyjaśni sam :) Jakoś w tym tygodniu 
powinien wstawić swoje pierwsze opowiadanie :) A i najważniejsze, jego 
wpisy będą trochę psychiczne (?) takie w stylu "lekki horror" (?)
Mamy nadzieję na to, że przypadną wam do gustu "wypociny" nowych autorów, jak i nasze stare (o ile dopiero nas znaleźliście) oraz nowe :D
Życzymy miłego czytania :)

Miłych ostatnich dni w szkole ;)

Kris xD i Suho

"Huang Zi Tao"

Tytuł: Huang Zi Tao
Autor: Junsu
Typ: AU, obyczaj
Rated: PG


Tao

Wśród wielkich braw schodziliśmy ze sceny. W tle rozbrzmiewała jeszcze końcówka piosenki
Moonlight. Na naszych twarzach widniał ogromny uśmiech. Był to jeden z naszych najlepszych koncertów. Nasz dobry humor + wspaniała publiczność = wspomnienia do końca życia.
-Dobra robota chłopaki! –Krzyknął nasz menadżer. Zebraliśmy się w kupę i położyliśmy jedną rękę na drugą wykrzykując przy tym „WE ARE THE ONE!” Po czym wszyscy po kolei wybuchliśmy śmiechem.
-NO, koniec tego dobrego. Czas rozdawania autografów nadszedł. Ruchy kluchy! No dalej! –Zaczął nas popędzać, oczywiście kto?  M e n a d ż e r. Wszyscy ruszyli ku wyjściu, oprócz mnie.
-A ty co? Nie idziesz? –Spytał mnie Luhan.
-Daj spokój. Myślisz, że coś się zmieniło? Jestem na samym końcu. Każdy fan woli iść do was, a do mnie … jeśli w ogóle o mnie pamięta. Nie jestem słodki, mój głos nie jest nadzwyczajny, a sztuki walki to tylko przykrywka do tego, jaki jestem naprawdę i jaki mam charakter. -Stwierdziłem.
-Weź, przecież ostatnio przyszła do ciebie jakaś laska typu top model… -Zaczął Lulu.
-Chodzi ci o tą, którą siłą przegoniliście od waszego stolika i wybłagaliście, by do mnie podeszła? Też mi coś. –Prychnąłem. Luhan zrobił wielkie oczy.
-Co?! Myślałeś, że o tym nie wiem?! –Wykrzyknąłem trochę sfrustrowany. Chińczyk nic nie powiedział. Odwróciłem głowę, westchnąłem –Przepraszam, nie chciałem wybuchnąć. Nic mi się nie stanie. Pogodziłem się ze swoim marnym losem wokalisty. –Uśmiechnąłem się. –Idź. – Chłopak lekko uniósł kąciki ust, położył mi rękę na ramieniu, po czym ruszył za resztą zespołu. Przez chwilę stałem tak nic nie robiąc, tylko rozmyślając… Przypomniało mi się jak był jeszcze z nami Kris. On zawsze wiedział, co mi dolega. Niestety teraz bez niego zniknąłem w niepamięć w umysłach fanów. Nie ma i nie będzie już TaoRis… Pokręciłem głową. Nie ma, co nad tym dłużej rozmyślać. To tylko zniszczy resztę mojego dnia. Po czym skręciłem w kierunku szatni.

Paula

-Dobra dziewczyny przepychajcie się, bo tak to do jutra tam nie dojdziemy.- Powiedziałam już trochę zmęczona tym tłokiem. Uwierzcie, że stanie w kolejce, w której nie widać ani początku, ani końca jest trochę przytłaczające. Zresztą gdyby nie ja cała nasza babska grupka dawno by się pogubiła, a utrzymać ją w jednym kawałku wśród tych taranujących słoni jest dość wyczerpująca, szczególnie przez tak długi szmat czasu.
-Nie moja wina, że kolejka do Kaia w ogóle się nie rusza! –Wykrzyknęła Klaudia.
-Ja MUSZĘ zobaczyć Baek Hyuna i D.O! –Wypaliła  Sara.
-Będą mnie musieli siłą odciągać od Chena, bo ja nie mam zamiaru się od niego odkleić…żyrafy Chanyeola i jednorożca Laya też nie odpuszczę- Powiedziała Oliwia, która w tym samym momencie zaczęła chaotycznie poruszać rękoma, by mieć chociaż trochę prywatnego miejsca wokół siebie.
-Xiumin i Luhan są MOI !!!... A może Sehun? –Nie mogła się zdecydować Weronika, która zaczęła bić jakiegoś przypadkowego kolesia z boku (najwyraźniej miała już wszystkiego dość). Oczywiście to nie wszystko. Za mną stała jeszcze Wiktoria, która bez ustanku powtarzała „…SUHO, SUHO, SUHO…” OMG boję się o nasze zdrowie psychiczne. Złapałam się za końcówkę mojego nosa. Może to mi pomoże? Da mi się skoncentrować? Podobno niektórym ludziom to pomaga… Ale nie mi… Dobra wychodzę stąd. Pomachałam trochę zdziwionym mym kochanym koleżankom i ruszyłam w kierunku wyjścia. Po krótkiej chwili mogłam już zaczerpnąć świeżego powietrza. Co za ulga…
Usiadłam sobie na schodach. Co jakiś czas brałam większe oddechy. W końcu postanowiłam znów spojrzeć w kierunku sceny. Miałam szczęście, bo właśnie kątem oka zauważyłam wchodzącego do szatni mojego UB. Bez większego zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę. Gdy byłam już przy wejściu do pomieszczenia zostałam zatrzymana przez dwóch ochroniarzy.
-A panienka gdzie? –Zapytał jeden z nich. Przełknęłam głośno ślinę. Co ja sobie myślałam? Że tak po prostu wpuszczą mnie sam na sam z jednym z członków EXO? Bym go zabiła ze szczęścia, od razu po tym, gdy go zobaczę? Kretynka.
-Ja…nic. Znaczy ja do Tao, ale… już nic. Nie ważne. –Pokręciłam głową i już miałam się odwrócić, gdy zostałam mocno złapana za ramię przez jednego z mężczyzn. Gwałtownie się odwróciłam. Zobaczyłam jak oboje spoglądają na siebie, po czym kiwają głową. Nie wiedziałam, o co im chodzi.
-OK, masz chwilkę, tylko tak żeby nikt nie widział. –Powiedział jeden z ochroniarzy. Na moją twarz wkradł się ogromny uśmiech. Ze szczęścia uściskałam dwójkę postawnych mężczyzn… za co też szybko przeprosiłam i wkroczyłam na zakazany teren. Zanim zorientowałam się gdzie dokładnie jestem podskoczyłam jeszcze ze trzy razy, po czym postanowiłam się ogarnąć. Stałam w jakimś podłużnym pomieszczeniu, co oznaczało, że najprawdopodobniej jestem w przedpokoju. No wiecie, jeszcze wszystkiego nie ogarniałam, taki jakby szok pourazowy. No, ale musiałam się pospieszyć, nie miałam za dużo czasu, szybko mogło się okazać, że dwójka moich nowych przyjaciół równie fajnie jak mnie wpuściła do środka może mnie stąd wykopać. Dlatego też bez wielkiego namysłu otworzyłam następną parę drzwi. Moje oczy dostały nową dawkę oślepiającego światła. Musiałam tak chwilę postać, by się do tego przyzwyczaić. Przede mną stał ogromny stół z jedzeniem, a wokół walało się ogromnie dużo męskich ubrań.
-WOW! Ale jazda! –Nie mogłam się pohamować.
-Hmm…? –Usłyszałam oddalony głos. Ruszyłam w tamtym kierunku. Okazało się, że istotą, która wydała ten dźwięk jest Tao we własnej osobie. Leżał na kanapie zajadając się chrupkami i oglądając telewizję.  Musiałam się przytrzymać… powietrza. Nic obok mnie nie stało, dlatego runęłam na podłogę.
-Nic ci nie jest? –Usłyszałam pytanie, po czym poczułam chwytające mnie dłonie, które życzliwie pomogły mi wstać.
-Nie, dzięki. –Podziękowałam, po czym szybko wyrwałam swoje ręce z niezręcznego uścisku i od razu się zarumieniłam. Przede mną stał Tao. Mój kochany Tao. Ten jedyny Tao… Zanim się zorientowałam już zdążył znów usiąść na kanapie.
-Ja przyszłam po autograf. –Powiedziałam przyciszonym głosem, patrząc w podłogę.
-Pfff. Nie trudź się, wiem, że to oni cię tu przysłali. –Odparł ciemnooki. Zmarszczyłam brwi. O co mu do cholery chodzi? Ja tu ledwo, co ustać mogę, a ten mi mówi, że ja zostałam przez kogoś zmuszona by tu przyjść? To jakiś obłęd.
-No nie do końca…No wiesz tak jakby jestem twoją fanką i przyszłam po twój podpis na zdjęciu. –Wymamrotałam. Nawet na mnie nie spojrzał. Chyba mi nie wierzył. Liczył na to, że zaraz stąd wyjdę, ale ja się nie ruszyłam, tylko dalej kontynuowałam swój monolog.
-Kocham twój sposób bycia, tą wrażliwość. To, że choć wyglądasz jak jakiś koleś z gangu, który na dodatek ćpa, a tak naprawdę to bardzo łatwo cię zranić. Pewnie jakby ktoś cię napadł na ulicy najpierw byś zaczął wrzeszczeć, a potem odprawiłbyś chaotyczny taniec rąk, po czym zacząłbyś biec przed siebie, a dopiero po ok. 1km biegu przypomniałbyś sobie, jaki dobry jesteś w sztukach walki… Jesteś bardzo przystojny, choć nie wiem, o co chodziło twojemu styliście z tą ostatnią fryzurą w
Overdose. Jakby to wszystko ująć w jednym zdaniu po prostu cię kocham i marzę o ślubie z tobą, co oczywiście rozumiem, że się nie stanie, no ale marzenia warto mieć, nie? –Tymi słowami zakończyłam swój wykład. Tao spojrzał na mnie niedowierzającym wzrokiem. Dopiero wtedy doszło do mnie to, że wszystkie te rzeczy wypowiedziałam na głos. Z obu dłoni wyśliznęły mi się zdjęcie i długopis, po czym szybkim krokiem( tak zwanym biegiem) ruszyłam do wyjścia ewakuacyjnego. Czułam się bardzo upokorzona. Wiedziałam, że moje policzki są całe czerwone. Pewnie teraz myśli, że jestem jakąś wariatką, która śledzi całe jego życie. OMG dostałam histerii. Nigdy się po tym nie pozbieram.

Tao

Nie mogłem się ruszyć. Czy te słowa naprawdę wyszły z ust tej nastoletniej dziewczyny? Nie wiedziałem, że tak łatwo jest wyczytać ze mnie te wszystkie skryte emocje. Nie wiedziałem też, że ktoś kiedyś powie mi tyle dobrych rzeczy i komplementów, a w szczególności nie sądziłem, że to będzie dziewczyna. Byłem bardzo wzruszony. Taaa już czuję łzy w kącikach moich oczu. Głupia wrażliwość. Nie mogłem tak stać. Wiedziałem, że zaraz ta tajemnicza dziewczyna ucieknie i nigdy więcej już jej nie zobaczę. Musiałem się ruszyć. Bez większego namysłu ruszyłem przed siebie. Może jeszcze gdzieś ją znajdę? Po kwadransie poszukiwań miałem zamiar już się poddać. Zgubiłem ją. W tym tłumie ludzi nic nie można było znaleźć, a już na pewno nie jakiejś konkretnej, znanej osoby. Byłem na skraju załamania. Pewnie zastanawiacie się, co mi się stało..? Dlaczego chodzę za jakąś przypadkową dziewczyną? Sam nie wiem. Po prostu czuję, że muszę jej podziękować. Taka zwykła wdzięczność, może coś więcej… nie wiem. Z wyczerpania zgiąłem się wpół. Dostałem zadyszki. Musiałem gdzieś usiąść. Postanowiłem pójść za róg. Tam powinny być jakieś schody. Gdy skręcałem za ścianą usłyszałem ciche szlochanie. Jakby ktoś próbował powstrzymać wciąż napływające łzy. Przyspieszyłem kroku. Okazało się, że to ta sama dziewczyna, co obdarzyła mnie swoją obecnością w szatni. Na mojej twarzy zagościł dość szeroki uśmiech. Bez większego pośpiechu zacząłem do niej podchodzić tak, by jej nie przestraszyć, po czym usiadłem na tym samym schodku, co ona. Nie odzywałem się. Czekałem aż się uspokoi. Zdecydowałem się tylko na ukradkowe spojrzenia w jej kierunku. Po jakimś czasie ona też spojrzała na mnie, lecz szybko schowała głowę między kolana. Domyśliłem się, że to przez to, że wstydzi się tego, co wcześniej powiedziała. Całkiem niepotrzebnie. Płożyłem jedną z dłoni na jej plecach i zacząłem nią lekko jeździć w górę i w dół. Może to doda jej otuchy? Miałem rację, gdyż po pewnym czasie to poskutkowało. Nieznajoma wytarła rękawem swoje zapuchnięte oczy, po czym wymamrotała ciche słowo „przepraszam”.  Lekko przysunąłem ją do siebie.
-Nie musisz za nic przepraszać. Łzy to nic złego. – Odpowiedziałem.
-Ale ja chciałam przeprosić za to, co powiedziałam. Nie powinnam była nic mówić. –Wymamrotała. Zauważyłem następną łzę na jej policzku, którą natychmiast wytarłem opuszkiem palca.
-Tak naprawdę to właśnie chciałem ci za to podziękować. Jesteś pierwszą osobą, która zauważyła te wszystkie rzeczy, których inni nie dostrzegają. Wiesz, jaki jestem naprawdę, a to mnie po prostu i zwyczajnie uszczęśliwia. Wiesz, że chyba cię polubiłem? A nawet się nie znamy. Ja o tobie nic nie wiem, nawet jak masz na imię. –Powiedziałem. Ona siedziała tak nic nie mówiąc, ani się nie ruszając. Pomyślałem, ze może ją czymś zraniłem lub obraziłem.
-Ja… -Rozpocząłem.
-Wiesz, nigdy nie myślałam, że będę miała okazję spotkać jakiegoś członka k-popowego zespołu, a co dopiero z nim rozmawiać. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Dla ciebie to taka mała rzecz, dla mnie cały świat.  –Powiedziała z lekko przeszklonymi oczami. Rzeczywiście nie zdawałem sobie sprawy jak ona widzi tą sytuację swoimi oczami. Byłem dumny, że mogłem ją uszczęśliwić, coś dla niej zrobić. W tym momencie przyszła do mnie pewna myśl. Pewnie trochę absurdalna, ale warto spróbować, nie?
-Emm… -rozpocząłem. – Przyszła mi do głowy taka myśl, że może chciałabyś pójść ze mną i całym zespołem na kolację? No wiesz musimy z resztą jakoś uczcić nasz dzisiejszy koncertowy sukces, a ja mógłbym się nieco więcej o tobie dowiedzieć… Co ty na to? –Zapytałem nie wiedząc, jaka będzie odpowiedź. Czekałem tak przez kilka minut na jakąkolwiek odpowiedź, która nie nadchodziła. Zacząłem się martwić, lecz nie chciałem jej się też narzucać. Jednak po jakimś czasie dziewczyna odważyła się na mnie spojrzeć. Miałem wrażenie, że próbowała ze mnie wyczytać, czy to, co powiedziałem jest prawdziwym pytaniem, czy tylko jej wymysłem. Potem znów odwróciła głowę.
-Paula. Mam na imię Paula… jak wolisz to możesz mnie nazywać Aula –Wymamrotała. Na moją twarz wkradł się jeden z tych nagłych uśmiechów.
-No, więc Aula pójdziesz? –Powtórnie zapytałem.
-Możesz mnie uszczypnąć? –Zapytała. Byłem trochę zmieszany. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Musiała się domyśleć, że nie wiem co zrobić gdyż od razu dodała:
-No wiesz, w moim kraju jak ktoś nie dowierza lub nie jest pewny czy to czasem nie sen, to prosi drugą osobę, by go uszczypnęła. Jeśli cię zaboli oznacza to, że to rzeczywistość. Jeśli nie to pewnie zaraz obudzisz się z tego magicznego snu. –Odpowiedziała trochę rozbawiona. Rzeczywiście dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna ma piękne, niebieskie oczy, które w moich stronach nie występują. Czy to Europejka? Nie wiem, ale się dowiem.
-Możesz być pewna, że to nie sen. –Powiedziałem.
-Skąd mam to wiedzieć? –Odpowiedziała, a ja w tym samym czasie szturchnąłem ją tak, że prawie spadła ze schodka (oczywiście miałem wszystko pod kontrolą).
-Eeeej! Prawie spadłam! –Wykrzyknęła rozbawiona Paula.
-Jeśli się nie zgodzisz pójść ze mną, to cię z niego zrzucę! –Wykrzyknąłem.
-Dobra, już! Pójdę. Tylko nie wiem czy będę tam mile widziana przez resztę EXO. –Odpowiedziała trochę niepewna.
-Jeśli ja jestem szczęśliwy to oni też. –Odpowiedziałem wiedząc, że to, co mówię to całkowita prawda. No, bo w końcu jak brzmi nasze hasło? „WE ARE THE ONE?” Oboje w tym samym czasie ruszyliśmy się z miejsca…

--------------------------------------------------------------
I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że jesteście dość kreatywni, gdyż dalszy ciąg wydarzeń musicie wymyślić sb sami ;) Każdy ma inny gust, więc będzie też dla każdego z was inne zakończenie :)
Chciałabym jeszcze dodać, że wzorowałam się na jednym z kapopowych snów naszej założycielki bloga Suho :D
Pozdrawiam wszystkich czytelników :*
                         I PAMIĘTAJCIE O KOMENTARZACH! TO NAPRAWDĘ POMAGA

piątek, 20 czerwca 2014

Ja + 12 Świrów = ? cz.1

    Siedzę w autobusie ze słuchawkami w uszach i przeglądam playlistę w telefonie. Aktualnie słucham Bruno Marsa - When i was your man, myślałam że to mi pomoże w jakiś sposób. Jednak nie pomaga.
    Jego słowa wciąż rozbrzmiewały mi w głowie "Znudziłaś mi się! Idź, ie obchodzi mnie to, jesteś nikim!"
    Te słowa bolały i to cholernie. Nie rozumiem jak on mógł to powiedzieć i to bez żadnych uczuć.
    No nic, muszę być silna, ryczeć już nie będę bo to nie ma sensu. Co by teraz zrobił mój kochany, starszy  brat? Zapewne to co teraz ja, czyli byłby w drodze na lotnisko.
*Wspomnienia*
Wyszedł z pokoju i poszedł schodami na górę, kierując się do mojego azylu. Nikt nie miał tam wstępu, oprócz mnie, a teraz on tam wszedł. Wyciągnął z dna szafy dużą walizkę i zaczął wrzucać do niej moje rzeczy. Patrzyłam na to ze łzami w oczach i prosiłam go by przestał.
- Wynoś się! Nie chcę cię tu więcej widzieć! - Wykrzyczał mi prosto w twarz i rzucił we mnie walizką, po czym wyszedł. Chwilę jeszcze stałam na środku pokoju "Okay, nie chcesz mnie widzieć? Dobra, ciekawe co potem powiesz.'' pomyślałam i wyszłam uprzednio zakładając trampki i chwytając kurtkę. Poszłam na najbliższy przystanek autobusowy i wsiadłam do odpowiedniego busa.
*Koniec wspomnień*
     I tak oto jestem w drodze na lotnisko.
     Mam szczęście że znalazłam pracę jakiś czas temu i udało mi się zaoszczędzić na bilet.
O, już jestem.
     Wysiadłam i poszłam kupić bilet na lot do Seulu w Korei. Zawsze chciałam tam pojechać (do tego mieszka tam mój brat) i teraz mam okazję.
     Właśnie, dawno z nim nie rozmawiałam i dawno go też nie widziałam, ostatnio jakieś 6 lat temu zanim się wyprowadził.
     Wypełniłam papiery i wreszcie dostałam mój bilet, po czym ruszyłam na odprawę. Lot minął szybko i nie był zbyt interesujący, może dlatego że większość przespałam.
     Teraz stoję przed lotniskiem w Seulu i próbuję sobie przypomnieć gdzie ten farbowany na rudo idiota mieszka. Dobra już wiem, mam nadzieję że adresu nie zmienił od tych 4 lat gdy do mnie napisał swój nowy adres. Zadzwoniłam po taxi, czekałam jakieś 10 minut na mój "pojazd". Wsiadłam i podałam kierowcy ulicę na którą ma mnie zawieźć.
- Często tam kursuję. Dużo fanek chce się tam znaleźć. - Mężczyzna uśmiechnął się do mnie ciepło.
   Jakie fanki? WTF?
- Pod tym adresem mieszka mój brat. - Powiedziałam zawstydzona, nie do końca wiem dlaczego. Taksówkarza zdziwiły moje słowa, ale się już nie odezwał.
- Jesteśmy. - Odezwał się gdy dojechaliśmy na miejsce i posłał mi kolejny uśmiech.
- Dziękuję, do widzenia. - Wysiadłam z taxi'ówki i wyjęłam walizkę z bagażnika.
      Podeszłam nieśmiało do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył je wysoki i chudy chłopak z farbowanymi na jasny blond włosami.
- Nie jesteś z pizzerii, prawda? - Zapytał z nadzieją, pewnie był głodny. Tak wiem jestem spostrzegawcza.
- Ym nie, niestety.
- Aha, to na razie. - Zamknął mi drzwi przed nosem, więc zadzwoniłam jeszcze raz. Aish lekko poniżające. Otworzył ten sam chłopak, teraz to już serio poniżające.
- Znowu ty! - Jak milutko... Był zdziwiony moim ponownym widokiem? Tak przynajmniej wygląda w tej chwili.
- Tak, znowu ja. Jest może Xiumin? - Zapytałam na tylem grzecznie na ile pozwalała mi jego postawa, w stosunku do mnie.
- A co? Twój bias? Jesteś sasaeng? - Powiało chamskością.
- Nie to mój brat. - Powiedziałam zażenowana, ten chłopak działa mi na nerwy.
- W sumie jakby się tak przyjrzeć to macie podobne oczy. - Nie no, jesteś bystry niczym ślimak. Jego spostrzegawczość powala. - Ej! Minseok! Twoja siostra przyszła. - Wrzasnął w głąb mieszkania.
- Ale moja siostra mieszka w Denver! - To on, może jego głos jest ciut niższy, ale wiem że to gło Xiumina. - Dobra już idę!
      Mój starszy brat pojawił się w drzwiach, obok tego blondyna. Spojrzał na mnie i wytrzeszczył oczy do tego stopia że wyglądało to jakby miały mu wypaść.
- Yuki! Co ty tu robisz?
- Jakie miłe przywitanie. Jak na razie to stoję przed wami. A tak poza tym to ojciec powiedział mi że się znudził i kazał wyjść i nie wracać. - Szybko streściłam co się stało, ale to nie był koniec mojej mini przemowy. - I wiesz... Miałam i nadal mam taką tycią, tyciusią nadzieję że mnie przygarniesz. - Zrobiłam uśmiech w stylu " Jestem aniołkiem, przecież mi nie odmówisz".
- Aigoo! Ile ona ma w sobie aegyo! Ja też chcę! - Blond włosy wielkolud wtrącił się do rozmowy, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. On jest ode mnie  wyższy o głowę! To jest chore! I on chce być aegyo z takim wzrostem?!
- Znaczy wiesz, ja chętnie, ale mieszkam z jedenastką chłopaków z których każdy zachowuje się jak 5-cio latek. - Ostrzegł mnie braciszek.
-Ejjj! - Zignorowaliśmy oburzoną minę wielkoluda.
- Dałam radę z ojcem przez te 6 lat bez ciebie, to dam radę z wami.
- No okay. To chodźmy do środka.
- A, tylko nie urządzacie nocami gay porno albo coś w tym stylu, prawda? - Chłopcy spalili buraka, a ja zaniosłam się śmiechem, ich wzrok mówił "zabiję cię przy najbliższej okazji".
- Nie, nie robimy. - Odpowiedział wyższy, chyba walczył ze sobą żeby nie odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą.
- Wolałam się upewnić. Dobra to możemy wejść!
     Weszliśmy a moim oczom ukazał się totalny chaos. Wszyscy biegali w samych gaciach (no dobra może dwóch miało na sobie spodnie) i krzyczeli coś, co było nie do zrozumienia. Jak ja mogłam tego nie usłyszeć?
- Chłopaki spokój! Zbiórka w szeregu w salonie! - Mój brat próbował ogarnąć towarzystwo, ale jakoś nie za bardzo mu szło. - Suho pomóż!
- Dobra. - Niski chłopak (chodź dalej wyższy ode mnie) o drobnej budowie wyszedł z pomieszczenia obok. - Ludzie! Do salonu i wszyscy w szeregu! Bo nie zrobię kolacji! - Krzyknął, a wszyscy jakby ktoś zatrzymał czas, stanęli w miejscu i przestali krzyczeć.
- Tak jest Hyung! - Większość odkrzyknęła chłopakowi. Patrzyłam na to wszystko lekko zdezorientowana. Kurcze jak w jakimś wojsku "W szeregu zbiórka! I 20 pompek!"
- U nas, gdy jest coś ważnego do powiedzenia trzeba wszystkich jakoś zwołać, gdy wołaliśmy coś w stylu "narada" to nikt się nie stawiał. - Wielkoludek zauważył moją minę i wszystko wyjaśnił.
- Upokarzające co nie? Jak cie ludzie nie słuchają. - Zaśmiałam się z Xiu, który często się tak kiedyś do mnie zwracał.
    Przeszliśmy do salonu, gdzie wszyscy stali w równym rzędzie. Matko ten dom jest jakiś dziwny.
- Tao, Suho was też bym prosił byście tam stanęli. - Grzecznie poprosił ich rudzielec.
    Czyli ten wysoki blondyn od drzwi to Tao, okay. O zgrozo, w tym szeregu jest chłopak jeszcze wyższy od tego wspomnianego wcześniej. Swoją drogą przypomina mi on (Tao) pandę. Aish! Yuki skup się! Nakrzyczałam na samą siebie w myślach.
- Chłopaki, to jest moja siostra Yuki i będzie z nami mieszkać. - Zakomunikował Minseok.
- To mogę podzielić się z nią moim pokojem! - Wyrwał się przed wszystkich chłopak w tęczową grzwyą.
- Nie! - Powiedział stanowczo rudasek, znany jako Xiumin. - Jakbyś nie pamiętał, to mamy dwa wolne pokoje.
- Kurcze! A liczyłem na to że zapomnicie. - Zaśmiał się pomysłodawca i cofnął, by stać pomiędzy chłopakiem z ciemną karnacją, który aktualnie przybijał mu żółwika. a tym w czapce. Hmm, chodzi w czapce, ale spodni to już nie założy.
- Okay. Yuki zamieszka w pokoju pomiędzy Tao, a Chen'em. Przedstawiać ich chyba nie muszę? - Poinstruował chomiczek.
- Przydałoby się. Skąd ja mam ich niby znać?
    Wszystkim szczęki opadły ze zdziwienia, pewnie gdyby nie "zawiasy" to już by opadły do ziemi. No ale na serio. powinnam ich znać?
- Jak to nas nie znasz? Nie znasz EXO? Czyli nas? Zespołu w którym występuje twój rodzony brat? Robimy karierę na całym świecie, a ty nas nie znasz? - Ten najwyższy chyba zaraz będzie hiper wentylował. Myślę że trochę jednak przesadza.
- Ja nie przesadzam!
- Dobrze, przepraszam... Od dziś będę waszą fanką numer jeden. - Obiecałam, dzięki czemu na ich twarzach zagościł uśmiech.
- No to dobra, to tak od lewej: Suho i Kris to liderzy. Dalej: Tao, Lay, Luhan, Kai, Sehun, Chanyeol, Baekhyun, D.O i Chen. Nie będziesz miała problemów z rozpoznaniem?
- Nie, raczej nie.
- Okay.. Tao zaprowadź ją do pokoju, a reszta niech się ubierze. - Suho zdecydowanie miał tutaj władzę, bo wszyscy się rozeszli, wow no jak w wojsku. Tylko ja i Tao staliśmy jeszcze chwilę w tych samych miejscach. Chwyciłam rączkę walizki, a chłopak pokazał tylko ręką bym poszła za nim.
     Całą drogę coś mówił, ale wiadomo jak to ja, oczywiście go nie słuchałam. Znacznie bardziej interesowała mnie jego śliczna mordka oraz droga do mego nowego pokoju.
- ... To pamiętaj o tym okay? - Zatrzymał się przed drzwiami, które bardzo prawdopodobnie prowadziły do mojego azylu.
- Okay. Tylko gdzie jest łazienka?... I kuchnia? - Zapytałam lekko zdezorientowana.
- Chyba mnie nie słuchałaś. - Zaśmiał się. - W pokoju są dwie pary drzwi. Jedne prowadzą do garderoby, a drugie do naszej, czyli mojej i twojej, wspólnej łazienki. - Zaczął tłumaczyć jak jakiemuś debilowi z niedorozwiniętym mózgiem. - Pamiętaj o tym by zamykać obie pary drzwi gdy jesteś w łazience, bo ktoś może wejść twoimi drzwiami, ale jeszcze ja ci wejdę moimi. Piętro niżej, naprzeciw salonu jest jadalnia połączona z kuchnią. To wszystko czy coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Już wszystko. Dziękuję. - Grzecznie podziękowałam i posłałam mu słodki uśmiech.
    Gdy weszłam do pomieszczenia oniemiałam, jest pięknie.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej, hej :) Dawno nic nie było, a jak coś było to bez żadnych opisów i pisane bez weny ;/ Za co przepraszam. Jest to jakby fanfic. i będzie ich więcej nie koniecznie o tym zespole :) Mam nadzieję że się podoba 1 część, bo mam już w zeszycie napisaną 2 i część 3 xD Teraz tylko przenieść to na bloggera >.< Jakoś w środku przyszłego tygodnia pojawi się inny fanfic. :D Postaramy się dodawać coś częściej.
Suho
Pamiętajcie żeby komentować
To bardzo motywuje :)

sobota, 14 czerwca 2014

Nasze Nudne życie Rozdział 9

<NARRACJA NIKI>

     - Wróciłam! - krzyknęłam w głąb domu - A i Salomea przyszła na chwile!
- WERAAA! Wróciłaś! - Justin zawiesił się na mojej szyi. - Nigdy więcej tak nie uciekaj.
- Przepraszam, że musieliście się o mnie martwić.
- No weź kocie nie przesadzaj - Kendall się do mnie przytulił.
- Kendall kocie... jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci naprawdę coś zrobię.
- O tam o tam.
- Aaa... Wera ktoś by chciał z tobą porozmawiać. - po raz pierwszy odezwał się Jake.
-  Dobrze gdzie On jest?
- W kuchni.

< NARRACJA ANDREW >

Siedzieliśmy w kuchni gdy usłyszeliśmy głos Niki.
- Wróciłam!  A i Salomea przyszła na chwilę!
   Chłopacy jak oparzeni wstali z miejsc i pobiegli do holu. A ja nie mogłem się ruszyć, siedziałem w miejscu i nie mogłem w stać.  Balem si\ę. Bałem się, że mi nie wybaczy.
    Moje rozmyślania przerwał ktoś wchodzący do kuchni.
- Chciałeś ze mną porozmawiać?
- eeeee... tak
- No to dajesz.
- Na początek chciałbym cie przeprosić.
- Okej...
- I chciałem ci powiedzieć dlaczego tak się zachowałem.  To nie dlatego, że was nie lubię tylko dla tego że...
       Na początku nie mogłem nic z siebie wymusić, ale po chwili zacząłem jej wszystko opowiadać.
- Okej rozumiem. Wybaczę Ci, ale... - powiedziała Nika gdy skończyłem mówić
- Ale...
- Ładnie pójdziesz  po lekarstwa.
- Masz to jak w banku.
- To dobrze.
- Więc wybaczasz mi?
- Mhm. A teraz dołączmy do reszty.
        Po chwili siedzieliśmy już w salonie z pozostałą 6.

< NARRACJA NIKI >

      Siedziałam na podłodze w salonie i myślałam o tym co powiedział mi chwile temu Andrew, gdy usłyszałam że ktoś mnie woła.
- Nika! Nika! Nika! Ziemia do Wery!  - to był Ash.
- Sorki na chwile się wyłączyłam.
- Tak widać. Wołamy Cie od dobrych 5 min.
- Seriooo...?
- Mhm.  - odpowiedziała Ika zamiast 17-latka- Ash Cię o coś pytał a ty się wgapiałaś w ścianę i nic.
- Serioo...? - nie mogłam uwierzyć w to co mówi moja naj- przepraszam Ash. O co pytałeś?
- Pytałem Cię o to czy dzisiejsza nocka jest aktualna.
- Nom oczywiście, że tak.
       Odpowiedziałam koledze na co chłopcy zaczęli się szczerzyc jak jacyś deble.
- Salomea chcesz zostać?  - Ika spytała naszą nową znajomą.
- Nie dziękuję.  Nie chce robić problemu.
- Nie przejmuj się. - powiedziałam sie do
- Właśnie.  A poza tym musimy Ci się odwdzięczyć za uratowanie naszego Kociaka. - kendall zaczął przekonywać nową przyjaciółkę.
- Kendall jeszcze raz mnie tak nazwiesz...!
- Wera czemu ty nie lubisz kiedy Cię nazywam Kociakiem?
- Ponieważ mnie to drażni.
- No, ale dla czego?
- Nie twój zasrany interes!
- Ika dla czego Werę to drażni.  - Kendall zwrócił się do moje koleżanki.

< NARRACJA IKI >

         - No bo... - spojrzałam  na Werę na co kiwnęła twierdząco głową- No bo jeszcze w Polsce miałyśmy bliskiego znajomego...
- Mateusz?
- Tak Mateusz.  No i praktyczne byliśmy nie rozłączni...
- No dobra fajnie, że miałyście tak spoko znajomego, ale jaki ma to związek z naszym pytaniem.? - teraz to mi Kendall przerwał.
- Ludzie kochani pozwólcie mi dokończyć!  No i był sobie ten cały Mateusz no i on nas nazywał tak jak Wy.  I tak z może miesiąc przed moim przyjazdem tutaj On... On..- głos mi się załamał gdy sobie przypomniałam co On zrobił.
- Co On? - chłopcy wypytywali mnie co On zrobił a ja nie byłam wstanie to wykrztusi
- On popełnił samobójstwo.  - Wera dołączyła za mnie
- Co!?
- Na moich oczach. Powiesił się na moich oczach. - i tu Nika zaczęła płakać.
     Matt podszedł do niej i ja przytulił a ja dołączyłam opowiadać.
 - Nika i Mati znali się przedszkola. Zawsze wszystko robiliśmy razem. To właśnie On nas nazywał tak jak Kendall...

<NARRACJA NIKI>

       Pamiętam to, wyszłyśmy od niego, ale wróciłam się  bo zapomniałam komórki.
Weszłam do niego do pokoju a on stał na krześle z szyją obwiązaną sznurem. Krzyknęłam, żeby tego nie robił, ale nie posłuchał. Powiedział tylko przepraszam i odsunął krzesło. Co dalej się działo nie pamiętam. Film mi się uciął po jego " skoku". Następne co pamiętam to, to, że obudziłam się w szpitalu.
    Przez następne pół roku codziennie chodziłam na dwugodzinne sesję z panią psycholog.
--------------------------
Siema XD Przepraszam, że tak późno dodajemy rozdział, ale miałyśmy 3 dniową wycieczkę kasową  i nie miałyśmy czasu. :(
Wiem, że rozdział jest do dupy i nie ma w nim nic ciekawego, ale pisałam go bez weny. Więc proszę wybaczcie mi!

PAMIĘTAJCIE KOMENTOWAĆ !!!!!!!!

                                                                                                                                           Kris xD

sobota, 7 czerwca 2014

Wspomnienia

Tytuł: Wspomnienia
Autor: Junsu
Typ: AU, obyczaj, dramat
Rated: PG


John
       
        Muszę odejść. Nie zniosę tego dłużej. To zabija mnie od środka. Tak w ogóle to co ja sobie wyobrażałem?  Znalazłem sobie dziewczynę o 7 lat młodszą ode mnie i myślałem, że wszystko będzie OK? Kocham Lucy, ale to nie zmienia faktu, że jestem dla niej za stary. Mam 23 lata, a ona 17. Pewnie teraz myślicie, że jestem jakimś totalnym zboczeńcem, który szuka jakiejś młodej, zgrabnej dupy, ale tak nie jest. Ja naprawdę się zakochałem. Za każdym razem kiedy ją widzę mam ochotę ją gdzieś zabrać, daleko stąd, z daleka od tych ludzi. Pragnę ją przytulić, to małe, zgrabne ciałko i nie puszczać z mych objęć dopóki ktoś mnie nie zmusi. Dotknąć mymi ustami jej ust. Tych pięknych, pełnych, delikatnych, różowych warg. Za każdym razem gdy do mnie podchodzi myślę, że zaraz się rozsypie, rozbije, lub rozpłynie. Mam wrażenie, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, że zaraz się obudzę i zobaczę, że to był tylko sen, że ona tak naprawdę nie istnieje, że nie ma kogoś takiego, kto by mnie pokochał. No bo jaka jest szansa, że to akurat mnie spotka to szczęście bycia z nią? Jest taka młodziutka. Jeszcze nic nie wie o tym świecie… No właśnie, nic nie wie. Jesteśmy parą od 4 miesięcy. Wszystko się dobrze układało, lecz z każdym dniem uświadamiałem sobie coraz więcej. To nie może trwać wiecznie. Nie ma dla nas przyszłości. Zanim ona dojdzie do mojego wieku ja już będę po trzydziestce. Zabieram jej czas. Powinna teraz chodzić na imprezy. Po raz pierwszy się upić, poznać pierwszą miłość, być w towarzystwie swoich rówieśników z liceum. Nie poznałem jej rodziców. Zresztą nie powinienem się dziwić, że mnie z nimi nie zapoznała. Co by sobie pomyśleli? Pewnie to co powiedziałem na początku –pedofil. Zabroniliby jej się ze mną widywać. Jakby nie patrzeć niektórzy mężczyźni w moim wieku są już ojcami, a ja zabawiam się z jakąś małolatą. Nie, nie powinienem tak o niej mówić. Ja o niej tak nie myślę. Lucy jest dla mnie wszystkim. I dlatego nie chcę jej skrzywdzić. Dziwię się, że dopiero teraz to wszystko zrozumiałem. Brzydzę się samym sobą. Niedługo ona też sobie to wszystko uświadomi, a wtedy mnie znienawidzi, a ja tego nie przeżyję. Oboje złamiemy sobie serca. Nie mogę do tego dopuścić. Dlatego muszę to zrobić. Muszę ją opuścić. Zrobię to w delikatny sposób. Po prostu zniknę. Oczywiście zostawię jej pewną informację, ale nie dam jej szansy znowu mnie zobaczyć. Zniszczyło by to mnie i ją. Jeszcze bardziej bym za nią tęsknił.
        Zmierzałem do naszego ulubionego miejsca, po drugiej stronie jeziora. Rosną tam dwa drzewa, splecione razem ze sobą, jakby w uścisku. Często tu przychodzimy, dlatego tutaj postanowiłem zostawić jedyny ślad po sobie. Tak, by w jakiś sposób jednak o mnie pamiętała, żeby wiedziała, że zawsze będzie w moim sercu. Nagle uderzyły we mnie wspomnienia z przed tygodnia:
-Wiesz, że cię kocham. –Powiedziała. Te słowa ukłuły mnie w serce. Ja też ją kocham, ale nie mogłem z siebie wydusić tych słów, wciąż w to nie wierzyłem, że jesteśmy razem. Po prostu ją przytuliłem, mocno. Odgarnąłem jej włosy z czoła i pocałowałem w czubek głowy.
-Opowiedz mi jak spędziłaś dzisiejszy dzień, proszę. –Powiedziałem.
-Byłam w szkole. –Odpowiedziała.
-Właśnie o to mi chodzi. Opowiedz mi o tym. –Poprosiłem.
-Nie nudzi cię to? Gdy mówię o szkole? Nie sądzisz, że to trochę… dziecinne? Przecież też do niej kiedyś chodziłeś.- Zapytała.
-Chętnie bym wrócił do tych czasów, oczywiście razem z tobą. Chciałbym z tobą chodzić do jednej klasy. Siedzieć w jednej ławce. Stukać cię długopisem i posyłać karteczki, jak inni w twoim wieku. Mam wrażenie, że właśnie w tych czasach się zatrzymałem, że tylko moje ciało się starzeje, lecz nie umysł.
-Pewnie właśnie dlatego cię kocham. Niedługo przerosnę cię umysłowo. –Oboje się roześmialiśmy. Pocałowałem ją w usta, delikatnie, lecz ona chciała czegoś więcej. Pozwoliłem jej pogłębić pocałunek. Jej to nie wystarczyło. Nie chciałem jej skrzywdzić. Mogłoby to zajść za daleko. Dlatego się od niej odsunąłem. Po prostu mocniej ją przytuliłem. Westchnęła, ale nie zaprotestowała. Oboje patrzyliśmy jak zachodzi słońce.


Zamyśliłem się. To i tak nic nie da. Podjąłem decyzję i jej nie zmienię. Wiedziałem, że tak będzie lepiej. Wziąłem do ręki kartkę, długopis i rozpocząłem pisanie krótkiego listu.

Droga Lucy

Wiesz, że muszę odejść. Tak będzie dla nas lepiej. Czuję się z tym źle, ale nie możemy ciągnąć tego dalej. Nie mamy wspólnej przyszłości. Wierzę, że szybko znajdziesz kogoś na moje miejsce. Nie poddawaj się. Nie opłakuj mnie. Żyj dalej pełnią życia.  Uwierz, nie chcę odchodzić bez pożegnania się z tobą, ale muszę. Nie zniósłbym następnego spotkania z tobą. Zniszczyłoby mnie to. Proszę, nie płacz. Nie żałuję żadnej spędzonej z tobą chwili. To było najlepsze co mogło mnie spotkać w życiu, ten czas spędzony z tobą. Twój obraz pozostanie w mojej głowie na zawsze. I wiedz, że jesteś dla mnie najważniejsza i masz swoje własne miejsce w mych wspomnieniach.
                    
                                                                                                           Kocham Cię.
                                                                                                          Twój John

Złożyłem kartkę na pół i włożyłem do dziury w pniu jednego z drzew. Ruszyłem w kierunku samochodu. Otworzyłem bagażnik, by położyć swój plecak obok walizki. Uruchomiłem silnik i wjechałem na drogę. Jechałem w kierunku lotniska. Zostały mi 2 godz. do wylotu. Zdziwieni? Powinniście się tego spodziewać. Nie wytrzymałbym mieszkania tutaj. Nie tak blisko niej. Udaję się do Los Angeles, z dala od Phoenix. I najprawdopodobniej nigdy tu nie wrócę.

Lucy (5 dni później)

      Nie widziałam go już od kilku dni. Nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomości. Co takiego mogło się stać? Błagałam, by to nie było to o czym myślę. Rozmawialiśmy o tym niedawno. Nie może mnie zostawić. Nie przeszkadza mi to, że jest ode mnie starszy. To nic nie znaczy. To nie nasza wina, ze urodziliśmy się w takim odstępie czasu. Chcę, by mnie przytulił. Brakuje mi tego, a w tym momencie właśnie tego potrzebuję. Zbyt bardzo go kocham, by teraz odszedł. Złamie mi serce, zrobi w nim dziurę. Zabije mnie to. Musiałam się dowiedzieć prawdy. Wiedziałam, gdzie muszę pójść. Jedyna nadzieja, że go spotkam jest taka, że pojadę do naszego własnego miejsca. Właśnie zadzwonił dzwonek. Wybiegłam  z klasy. Wsiadłam do autobusu. Muszę wysiąść za jakieś sześć przystanków. Czas strasznie mi się dłużył. Otworzyły się drzwi. Wyskoczyłam z pojazdu jak torpeda i zaczęłam biec w kierunku jeziora. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Nie było go tam. Załamałam się. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Usiadłam na kamieniu. Byłam wyczerpana. Dzwoniłam do Johna jeszcze trzy razy –Nic. Nagle zobaczyłam coś białego w pniu drzewa. Dwa kroki wystarczyły, by mieć karteczkę w ręce. Uśmiechnęłam się, to od niego, ja to wiem. Zaczęłam czytać list. Z każdym słowem moja twarz coraz bardziej smutniała. Nie mogłam uwierzyć. To nie dzieje się naprawdę. Zbyt mocno go kocham, by go już więcej nie zobaczyć. Serce biło mi w zastraszająco szybkim tempie. Zgniotłam kartkę, po chwili znowu ją wyprostowałam. Osunęłam się na ziemię. Płakałam przez dobre pół godziny, aż zabrakło mi łez. Postanowiłam się uspokoić. Tak niczego nie załatwię, Już za późno. Nic nie mogę zrobić.  Po chwili zdecydowałam się jeszcze raz przeczytać zawartość listu. Tak, to cały John. Wiem za co go tak kocham, za bycie tym kim jest. Tak po prostu. Jest lepszy od wszystkich chłopaków jakich znam (a szczególnie tych w moim wieku). Za jego skromność, dobro. Ale to teraz na nic. To koniec. Jedyne z czym mogę się zgodzić to te ostatnie słowa „…masz swoje własne miejsce w mych wspomnieniach…”. Nagle poczułam lekkie wibracje w kieszeni moich spodni. Wzięłam telefon do ręki. Na wyświetlaczu było napisane Nowa wiadomość . Kliknęłam na nią drżącymi palcami.

Od nieznany:
Pamiętaj. Kocham cię.

Po policzkach popłynęła mi nowa fala łez. Co za wyczucie czasu -pomyślałam. Lecz bez wahania odpisałam mu to samo. Nie mogę go zawieść. Zrobię tak jak on powiedział. Wezmę się w garść. Będę żyć tak jak dawniej, pełnią życia, lecz i tak nigdy o nim nie zapomnę, o moim kochanym Johnie.


                                                                Druga wersja
Lucy

    
Czemu nie odbiera? Miał po mnie przyjechać, gdy skończę zajęcia. Dzwonię do niego już od 30 minut. Nagle do głowy przyszła mi straszna myśl. Błagam…tylko nie to. Rozmawialiśmy o tym niedawno. Nie może mnie zostawić. Nie przeszkadza mi to, że jest ode mnie starszy. To nic nie znaczy. To nie nasza wina, ze urodziliśmy się w takim odstępie czasu. Chcę, by mnie przytulił. Brakuje mi tego, a w tym momencie właśnie tego potrzebuję. Zbyt bardzo go kocham, by teraz odszedł. Złamie mi serce, zrobi w nim dziurę. Zabije mnie to. Musiałam się dowiedzieć prawdy. Pobiegłam w stronę przystanku. Wsiadłam do autobusu. Muszę wysiąść za jakieś sześć przystanków. Jechałam w stronę jeziora. Czas strasznie mi się dłużył. Otworzyły się drzwi. Wyskoczyłam z pojazdu jak torpeda i zaczęłam biec w kierunku drzew. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Nie było go tam. Załamałam się. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Usiadłam na kamieniu. Byłam wyczerpana. Dzwoniłam do Johna jeszcze trzy razy –Nic. Nagle zobaczyłam coś białego w pniu drzewa. Dwa kroki wystarczyły, by mieć karteczkę w ręce. Uśmiechnęłam się, to od niego, ja to wiem. Zaczęłam czytać list. Z każdym słowem moja twarz coraz bardziej smutniała. Nie mogłam uwierzyć. To nie dzieje się naprawdę. Zbyt mocno go kocham, by go już więcej nie zobaczyć. Serce biło mi w zastraszająco szybkim tempie. Zgniotłam kartkę, po chwili znowu ją wyprostowałam. On tu nie zostanie. Nie ma szans. Już wiedziałam gdzie się udać. Nie zostało dużo czasu. Jeśli będę miała szczęście, to go jeszcze złapię. I znów ruszyłam w stronę przystanku.
     Po około godzinie byłam na lotnisku. Pobiegłam do budynku. Było tam strasznie dużo ludzi, co oznaczało, że zaraz będzie jakiś wylot. Zaczęłam się przepychać. Dotarłam do ogromnej szyby z widokiem na lądowisko. Na pasie startowym czekał ogromny samolot. Zaczęłam się rozglądać. Po pięciu minutach paniki zobaczyłam wsiadających do niego ludzi. Ja szukałam tylko jednej osoby. Był tam, mój John. Zaczęłam uderzać w szybę i krzyczeć jak idiotka. To i tak nic nie da. Nie ma szans, by ktokolwiek mnie usłyszał, oprócz ludzi stojących obok mnie i gapiących się. Po policzkach spływały mi łzy. Czułam się taka bezradna… Nagle zobaczyłam jak się odwraca, jakby wiedział, że ja tu jestem. Zaczęłam mu machać, skakać, wydzierać się. Wszystko, by tylko mnie zauważył. Jego wzrok spoczął na mojej osobie.

John

    Stała tam, piękna jak zawsze. Tylko teraz wiedziałem, że jest wystraszona. Chciałem ją pocieszyć, ale nie mogłem. Nie mogłem nawet już dłużej na nią patrzeć. Czułem jak opuszczają mnie wszystkie siły. Zawaliłem i to bardzo. Odwróciłem się. Ruszyłem w kierunku wejścia do samolotu. Nie pożegnałem się, nie pomachałem. Po prostu zniknąłem w środku maszyny. Usiadłem na swoim miejscu. Chociaż byłem facetem wiedziałem, że mam mokre oczy. Nic nie widziałem. Wyłączyłem się. Ktoś usiadł obok mnie. Jakaś kobieta. Jak się przyjrzałem, stwierdziłem, że była tylko trochę starsza od Lucy, miała taki sam kolor włosów. Załamałem się. Co ja zrobiłem? Nagle z głośników usłyszałem sygnał, by zapiąć pasy. Zamiast tego wstałem i rzuciłem się w kierunku wyjścia. Jacyś kolesie zabierali schody, których brak uniemożliwiłby mi wyjście z samolotu. Skoczyłem. Wylądowałem na najwyższym stopniu. Zszedłem z platformy. Biegiem przemierzyłem pas startowy. Przy budynku dopiero trochę zwolniłem. Tam zobaczyłem Lucy. Płakała, ale na mnie czekała. Musiała widzieć to co przed chwilą zrobiłem. W jej oczach widziałem jak się cieszy. Po prostu kipiała szczęściem. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Pocałowałem ją. Chyba pierwszy raz z tak wielkim uczuciem. Ludzie wokół nas zaczęli klaskać. Uśmiechnąłem się w jej usta.
- Nie opuszczę cię, nigdy. –Powiedziałem. Usłyszałem jak zaniosła się jeszcze większym płaczem. –Kocham cię. –Wyszeptałem. Nie obchodziło mnie już teraz to co przedtem. Nie mogę bez niej żyć, taka jest prawda i nikt jej nie zmieni.

                                                                           Wolę tą wersję ;)

----------------------------------------------------------
I jak wam się podobało? Którą wersję wy wolicie ? <3 <3 <3 // Junsu pozdrawia