sobota, 27 września 2014

Ja + 12 Świrów = ? cz.4

   Już podczas pierwszej sceny zakrywałam oczy rękoma. Tao i Sehun spojrzeli na mnie w tym samym momencie. Zboczona tęcza już chciała mnie objąć ramieniem i przesunąć tak, bym mogła się w niego wtulić, jednak przerśnięta panda była szybsza.
   Przez resztę filmu, jak i wieczoru, gdy tylko pojawiało się coś strasznego chowałam głowę w ramię wielkoluda. Xiumin patrzył podejrzliwie na moją "poduszkę".
   Jakoś po trzecim filmie odleciałam, nie wiem jak mi się to udało. Obudziłam się około 3 rano w ciemnej sypialni, mojej nowej ciemnej sypialni. Jak ja się tu znalazłam, przecież dobrze pamiętam, że zasypiałam w salonie.
- Jeny! Jak ty ciemno! Aish, gdzie mój telefon? - Wymacałam urządzenie na półce obok łóżka. - Co? Rozładował się? Cholera!
   Już wiem! Wstałam ostrożnie z mego łoża (xD)  i podeszłam do drzwi łazienki. Weszłam do środka i  jak najszybciej zapaliłam światło. "Nareszcie jasno! Ja ich kiedyś zabiję za te filmy!" - Pomyślałam i ruszyłam w stronę pokoju Tao, bo jest najbliżej i zna sztuki walki, to tylko dlatego. Zapukałam i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jak taka kretynka pukam do niego z łazienki.
   Wrota otworzył mi zaspany chłopak.
- Jest wpół do czwartej rano, o co chodzi? - Zapytał na wpół przytomny Tao.
   Połączenie śpiącej, ale zdziwionej miny z roztrzepanymi na wszystkie strony włosami wygląda u niego naprawdę uroczo.
- Tak wiem, ale to wszystko przez was Oppa. -  Zrobiłam minkę zbitego psiaka. - Przez te filmy śnią mi się koszmary! I mam pytanko: Oppa mogę dzisiaj z Tobą spać? - Zrobiłam czy kota ze Shrek'a. Nie może mi odmówić! Jak powie że nie, to śpię w łazience, w wannie i to przy zapalonym świetle.
- Aish. Chincha? - Chyba nie jest zadowolony z tego co powiedziałam. - Chodź, tylko ani słowa Minseok'owi, bo Hyung mnie zabije jak się dowie. - Pokazał ręką bym weszła.
   Podeszłam od razu do łóżka i położyłam się z jednej strony, chłopak poszedł z drugiej i również się położył. Przykryliśmy się kołdrą i już prawie zasypiałam, gdy nagle poczułam ręce obejmujące mnie w talii i przyciągające do właściciela owych ramion.
- Co ty... - Zaczęłam, ale przerwano mi.
- Mówiłaś, że śnią ci się koszmary, a tak będziesz się czuła bezpieczniej. A poza tym nie umiem zasnąć, gdy czegoś nie przytulam, a ty śpisz na mojej poduszce, którą zawsze przytulam.
   Po kilku minutach już odleciałam w krainę sennych marzeń.
   Rano, przez okno w pokoju wpadało bardzo nieprzyjemne, jasne światło. Nie ma mowy, nie wstaję, jest mi za wygodnie. Położyłam się twarzą do poduchy i zakryłam się szczelniej kołdrą. Już prawie udało mi się znowu zasnąć, ale ktoś musiał zapukać do drzwi. Chwila ciszy i kolejne trzy stuknięcia i tak chyba jeszcze z trzy razy. Myślałam, że osoba po drugiej stronie ściany odpuściła, jednak myliłam się. Zaraz po ostatnim uderzeniu w drzwi tajemniczy ktoś nacisnął klamkę. Postanowiłam udawać, że nadal śpię.
- Pora wstać, koniom wody dać! Budzę cię już od godziny, a ty tu... - Po głosie poznałam, że to Chanyeol, z początku krzyczał, ale skończył prawie szepcząc. Zupełnie jakby był czymś zdziwiony, ale czym?
    Mmmm, tu jest tak ciepło, chyba dalej będę udawać.
    Udało mi się, chłopak wyszedł z pokoju, a ja wróciłam do poprzedniej czynności, czyli próby zaśnięcia. Jednak mój spokój nie trwał długo, chwilę po opuszczeniu pomieszczenia wcześniej wspomniany przyszedł z Che'em i Baekhyun'em. Ja dalej się nie ruszałam, jedynie wsłuchiwałam się o czym szepcze tamta trójka.
- Nieźle! Ale Xiu będzie zły! - Powiedział trochę zbyt głośno roześmiany Chen.
- Ciszej bądź, idioto! - Krzyknął szeptem Yeol.
- No raczej, że będzie i biedny Tao chyba tego nie przeżyje. - Zaśmiał się Baek.
    Czekajcie! Tao? Momentalnie przypomniało mi się wszystko i jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, budząc przy tym śpiącą Pandę, która niezbyt ogarnia całą sytuację.
    Patrzyłam na wszystkich wzrokiem przerażonego królika, a nasi "fotoreporterzy" stali w milczeniu, jakby ich zamroziło.
    W mgnieniu oka wyrwałam telefony otępionej trójce i wybiegłam z pomieszczenia, kierując się do swojego pokoju. Gdy tylko znalazłam się w środku prze kluczyłam zamek, by reszta się tu nie dostała.
    Pierwsze urządzenie  należało do Baekhyun'a, na szczęście nie zdążyło sie zablokować, więc szybko usunęłam zdjęcia, to samo stało się z telefonem Chanyeol'a. Niestety ten należący do Chen'a zdążył się zablokować, w tej chwili ktoś zaczął mocno uderzać w drzwi.
- Yah! Otwieraj! Oddaj te telefony! - Chen zaczął krzyczeć po drugiej stronie.
- O ile podasz mi pin do swojego telefonu!
- Aish! Chincha? 5555 - Powiedział lekko zażenowany.
- Serio Oppa? Czy te piątki ci się nie mylą? - Wybuchnęłam głośnym śmiechem, jednak po chwili się uspokoiłam i usunęłam zdjęcia.
    Otworzyłam drzwi za którymi, stała już dość zła trójka, czekając na swoje "dzieci". Już zbliżałam rękę, by dać im urządzenia, ale w ostatniej chwili cofnęłam dłoń, a Beak wytrzeszczył na mnie swe oczy.
- Pod jednym warunkiem. - Zagroziłam. - Ani słowa Xiumin'owi, a poza tym to nie było to co myślicie.
- Arasso. - Powiedzieli chórkiem ze spuszczonymi głowami i  już wyciągali ręce po telefony.
- A i widziałam pewne ciekawe zdjęcia... - Uśmiechnęłam się słodko, na tą wiadomość wszyscy wytrzeszczyli oczy. Tak naprawdę to nic nie widziałam, ale muszę ich trochę postraszyć.
- Aish! Ty mała, wredna... - Zaczął Chanyeol, ale przerwała mu osoba idąca w naszą stronę.
- D.O kazał wam przyjść w końcu na śniadanie. O cześć Yuki. - Lulu uśmiechnął się do mnie. - I jak twój palec? Naprawdę nie chciałem puścić w tedy ciepłej wody! Mianhe.
- Nic się nie stało i już jest dobrze. - Pozostała trójka już poszła na dół, więc staliśmy sami na korytarzu.
- Chodź na śniadanie. - Już chciał pociągnąć mnie za rękę i zaprowadzić do jadalni.
- Czekaj chwilę, muszę się ubrać, a ty idź obudź jeszcze Tao. Jak go obudzisz to na mnie poczekaj.
- Okay. - I ruszył do pokoju obok mojego.
     Szybko założyłam jeansowe rurki i białą koszulkę z nadrukiem... pandy? To ja mam taką bluzkę?
    No dobra, nie ważne. Luhana'a nie był na korytarzu, czyli nie obudził jeszcze śpiącej, przerośniętej pandy.
     Podeszłam do drzwi i uchyliłam je. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale udało mi się opanować i weszłam do środka. Widok był przezabawny...
-------------------------------------------
Dawno nie było żadnej części, ale nareszcie udało mi się skończyć przepisywać tą część ^^ Zaczęłam około 3 tygodnie temu xD Mam nadzieję że się podoba ^^
Suho :D

czwartek, 25 września 2014

Bezdomny Bang.A.P cz.2



Zaczynam wrzeszczeć i zataczam się do tyłu. Wpadam na balustradę, a głową uderzam w lampę – będzie siniak.
-Auuuć.  – Pocieram bolące miejsce na głowie. Po chwili znów zerkam na nieznajomego. Przez mrok widzę, że usiadł na kanapie i bacznie przygląda się temu, co przed chwilą zaszło, czyli jak zrobiłam z siebie durnia.
-No dobra, teraz możesz mi podziękować i sobie pięknie odejść. – Szybko oznajmiłam.  On, gdy to usłyszał szybko się rozejrzał, jakby dopiero teraz zauważył gdzie jest. Zrzucił z siebie wszystkie warstwy koców i spróbował wstać, po czym szybko złapał się za głowę i znów usiadł, lecz tym razem na podłodze. Nie wiedziałam, co zrobić. Może mu pomóc? Dwudziesto kilku latek spróbował jeszcze raz, ale nic z tego. Nawet go rozumiem, no wiecie gdyby mi się przytrafiło to, co jemu, to bym pewnie leżała w szpitalu ze wstrząsem mózgu. Zacisnęłam ręce w pięści i szybko do niego podbiegłam. Pomogłam mu wstać, po czym ruszyliśmy w kierunku drzwi do… środka. Żółwim tempem dotarliśmy do stołu. Posadziłam go na jednym z dość wygodnych krzeseł i ruszyłam do kuchni. Co ja zrobiłam? Obcy facet w domu – Koreańczyk, ranny OMG. Zaparzyłam herbatę (Mam nadzieję, że lubi) i wróciłam do salonu. Postawiłam kubek przed nim tak by wiedział, że to dla niego, skinął głową. Usiadłam naprzeciwko niego, lecz nie odważyłam się na niego spojrzeć, więc mój wzrok błądził po gładkim stole. Minęło 5 minut i żaden z nas się nie odezwał. Wiedziałam, że nie jestem w stanie z nim rozmawiać, więc znów wstałam i ruszyłam w kierunku schodów, weszłam na górę. Czułam jego wzrok na sobie, a w powietrzu zdziwienie. Rzuciłam krótkie dobranoc i zamknęłam drzwi do pokoju. Jutro rano go nie będzie- takie były moje przypuszczenia.
~~~~~~~~~~```~~~~~~~~~~
     7:30 Sobota – tak twierdzi mój budzik. Nakładam kapcie i schodzę na dół do kuchni. Otwieram lodówkę i wyciągam jogurt naturalny. Na półce leżą borówki (je też biorę) i otręby. Wszystko wrzucam do miski i mieszam. Zdrowe śniadanko. Nalewam wrzątek do filiżanki z kawą, nie używam mleka, ani cukru – gorzka najlepsza. Siadam przy stole, włączam telewizor na kanale z wiadomościami. Po 5-ciu minutach już wszystko zostało zjedzone. Teraz trzeba się umyć. Przechodzę obok kanapy i się potykam upadając na coś miękkiego. Ugh czy to mnie musi się zawsze coś takiego zdarzyć?
-Czy mogłabyś ze mnie zejść? – Pyta jakiś głos i dopiero wtedy przypomina mi się cała noc. Szybko podnoszę się na nogi i przepraszam poszkodowanego przeze mnie mężczyznę, on tylko się śmieje, po czym mówi, że nic się nie stało. Jestem cała czerwona na policzkach, co znowu wywołuje na jego twarzy szeroki uśmiech, który jest niesamowicie piękny i pociągający. Zostałam burakiem.
-Myślałam, że dzisiaj już ciebie tutaj nie będzie. – Powiedziałam łapiąc się za kark. Momentalnie zmienił wyraz twarzy. Dotarło do mnie jak to musiało zabrzmieć, więc od razu się spytałam, czy nie chce czegoś do jedzenia lub do picia. Nie odpowiedział. Wydawało się, że nad czymś myśli. Odwróciłam się i spojrzałam do lodówki. Co by tu… naleśniki? Nie chciałam tam szybko wracać, więc uznałam, że to bardzo dobry pomysł, a sobie też jednego zrobię. Usmażyłam cztery i zaniosłam na stół. Nieznajomy siedział na kanapie ze spuszczoną głową. Przez chwilę się mu przyglądałam, po czym oznajmiłam, że śniadanie gotowe. Zaszłam jeszcze po dżem, cukier, jogurt naturalny… i po nutellę. Gdy wróciłam, ten już nakładał sobie pierwszego naleśnika na talerz. Na mojej twarzy zagościł lekki uśmieszek. Usiadłam naprzeciwko niego i sięgnęłam po nutellę w tym samym czasie, co on. Obydwoje się roześmialiśmy. Czekolada wygrała.
    Koleś wpierdzielał już 3-go naleśnika, a ja jednego nie mogłam skończyć, ale dobrze, że mu smakuje.
- Jak masz na imię? – Spytał się trochę niepewnie.
-Jon, znaczy Jonna. A ty? – Ja też byłam ciekawa.
- Bang. Bang Yong Guk. – Odpowiedział. – Chyba jestem trochę starszy od ciebie.
- Mam 20 lat. Nie wyglądasz na starszego. – Wyparowałam.
- Tutaj nikt nie wygląda odpowiednio na swój wiek. Ja mam 24. – Powiedział.
- Teraz powinnam się do ciebie zwracać formalnie… - zaczęłam
- Nie. Wcale tego nie chcę. – Przerwał mi.
- I nie miałam zamiaru. – Dodałam. Uniósł brwi. - U mnie w kraju się tego nie robi, jeśli jest tak mała różnica wieku i to jeszcze jak jest się tak młodym. Musisz mi to wybaczyć, ale jest to na twoją korzyść, gdyż gdybym się do ciebie zwracała formalnie, biorąc pod uwagę także mój kraj i jego tradycje to w oczach moich rówieśników wyglądałoby to tak jakbyś był o dziesięć lat ode mnie starszy lub osobą wyższą rankingiem np., jeśli chodzi o pracę. – Zakończyłam. Przez pewien czas był poważny, lecz po kilku sekundach nie wytrzymał i znów się roześmiał. Cóż za wesoła osóbka jak na tyle wrażeń. Ma piękny eyesmile.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Zapytał.
…Niezręczna sytuacja. Odchrząknęłam i powiedziałam. – Chciałbyś się umyć? No wiesz, we włosach masz pełno błota, a koszulka poplamiona jest twoją krwią. Jak chcesz to jakąś swoją mogę wygrzebać rozmiaru XXL.
- Nie noszę takiego rozmiaru i ty też. – Odpowiedział.
- Mam taką jedną, nosiłam ją tylko raz na zjeździe. Użyłam jej, jako koszulę nocną. A jeśli chodzi o ciebie, to lepiej mieć za dużą jak za małą lub zakrwawioną. Zresztą wcale nie wygląda jak szmata, tylko jest czarna z Nowym Yorkiem, nawet na mnie dobrze wyglądała.
- Dobra, zrozumiałem. Może być- Oznajmił.
- Ja tylko proponuję ci twój piękny wizerunek. Łazienka jest w tym korytarzyku od razu po lewej. Miłej kąpieli życzę. – Odpowiedziałam. Wstał a ja wskazałam na drzwi, o które mi chodziło, po czym klepnęłam go w plecy, by szedł dalej. Gdy to zrobiłam na chwilę przystanął, po czym znowu ruszył, trochę szybszym krokiem. Wzruszyłam ramionami i poszłam po swoje ubrania oraz po koszulkę dla Banga.
~~~~~~
         Gdy skończył się myć, a zrobił to bardzo szybko (ja tak nie potrafię) przez uchylone drzwi podałam mu górę od ubrania. Wyszedł po dwóch minutach. Miał mokre, czarne włosy i piękną, lśniącą skórę, tej samej barwy, co moja. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Poskładał ręcznik i położył go na kanapie, po czym spojrzał w moją stronę. Od razu się odwróciłam i zamknęłam w łazience. Niechcący przegryzłam sobie język. Nie mogę uwierzyć, że na mnie to działa. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem jedną z tych, co ślini się na widok przystojnego faceta, a jednak. Weszłam pod prysznic i zaczęłam nucić jedną z moich ulubionych piosenek-
I’m a born Singer*.
             -Nie jestem tego taki pewien. – Usłyszałam wychodząc z parującego pomieszczenia.
-Ale czego? – Zapytałam.
-I’m a born Singer? – Zapytał.
Niemożliwe. On nie mógł… Nieeeeee! Nigdy nie byłam dobrą piosenkarką. Jak byłam mała, to nawet do chórku kościelnego mnie wziąć nie chcieli. I znowu jestem burakiem. Chciałam zmienić temat, więc od razu przeszłam do rzeczy i zadałam pytanie, na które odpowiedź chciałam wiedzieć już na samym początku.
- Gdzie mieszkasz? – A oto ono.
Zacisnął szczękę i zwiesił głowę.
- Muszę już iść.  – Odpowiedział. Wziął zakrwawioną bluzkę i ruszył w kierunku drzwi. Poszłam za nim i je otworzyłam bacznie się mu przyglądając. Wychodząc nawet się nie pożegnał. Nagle na końcu ulicy pojawili się jacyś ludzie. Od razu rozpoznałam tych durniów z wczorajszego dnia. Prędko spojrzałam na Banga. W tej samej sekundzie on mocno zacisnął pięść. Wytrzeszczyłam oczy. Już chciałam coś powiedzieć, gdy ten pewnym krokiem ruszył przed siebie, zostawiając mnie samą w oszołomieniu. Nic na to nie mogłam poradzić. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się na podłogę.
~~~~~~
          Jestem w mieście i robię zakupy. Wyczyściłam całą lodówkę, a głodować nie chcę. Przestałam myśleć o nieznajomym, choć było to dość trudne. Stoję przy kasie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tylu zer na paragonie. Ukłoniłam się i wyszłam z budynku, ruszając w kierunku parku. Kupiłam wszystkie rzeczy potrzebne do jednoosobowego pikniku.
~~~~~~
          Jeszcze nigdy nie byłam tak najedzona. Siedzę tu już od trzech godzin i ciągle coś podjadam z koszyka, patrząc na bawiące się dookoła dzieci. Trzeba się zbierać. Po drodze robię jeszcze kilka zdjęć swoim aparatem wciąż zmierzając w kierunku metra. Zaczyna się ściemniać. Skręcając w następną uliczkę widzę ogromne zbiorowisko ludzi. Jak większość podchodzę, by sprawdzić, co się dzieje. Jest tam już policja. Do samochodu wsiada kilka chłopaków w moim wieku. Do drugiego auta wsadzają czwartego i nagle zamieram. Przepycham się przez ludzi w kierunku władzy. Podchodzi do mnie jeden z nich tłumacząc bym wróciła za żółtą taśmę. Kręcę głową i wyjaśniam, że nie będzie potrzeby zabierać tej osoby na komisariat, bo ja za nią odpowiadam. Policjant unosi brew. Jeszcze przez chwilę rozmawiamy. Podpisuję jakieś papiery. W końcu kiwa głową i krzyczy coś do swoich ludzi. Odwraca się i popycha w moją stronę człowieka, który ma spuchnięte oko i rozciętą wargę. Patrzy na mnie z nienawiścią, ale gdy ruszam idzie za mną. Kupuję bilety na pociąg. Przez całą drogę powrotną się do siebie nie odzywamy. Wchodzimy do domu. Każę mu usiąść na kanapie. Ten wciąż się nie odzywa. Idę po coś do odkażenia ran i zabieram się do pracy. On odwraca głowę dając mi do zrozumienia, że nie chce mojej pomocy. Na siłę przykładam mu wacik do twarzy, a on łapie mnie za rękę i ją odrzuca. Ciskam w niego butelką z wodą utlenioną nic nie rozumiejąc i się wydzieram. Osuwam się na podłogę. Nie wiem, dlaczego on tyle dla mnie znaczy, nie rozumiem tego. Z oczu płyną mi łzy. Chwytam się palcami moich włosów i odwracam się do niego plecami.
-Nie mam domu, rozumiesz?!- Wykrzykuje. Otwieram szeroko oczy.  Coraz więcej łez.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Gwałtownie się odwracam. – Wiesz jak ja się teraz czuję?! Uwierz, że na prawdę podle. Trzeba było tylko powiedzieć. Wiesz, jakie miałbyś kłopoty, gdyby mnie tam nie było?! – Jestem załamana.
- Ja z tym żyję przez cały czas! To nie jest żadna nowość! I nie oczekuję od ciebie żadnego współczucia! – Wykrzykuje.
Spoglądam na jego pocięte ręce. Co on jeszcze w sobie ukrywa? Dlaczego ci ludzie tak go ranią? Mógłby trafić do więzienia. Gdy zobaczyłam tamtych ludzi. Nie wiecie jak wyglądali, w jakim byli stanie, co mieli w rękach. Dlaczego chcieli go zabić? Co tu się dzieje?!
- Przepraszam. – Odpowiadam, bo wiem, że moje histeria mu nie pomoże. – Wiesz, że możesz tu zostać.  –Wypalam. Nie mam sił i on też. Dłużej nie wytrzymam. – Coś wymyślimy, będzie dobrze. – Wstaję. Patrzę w kierunku łazienki, potem znów na Banga. Wskazuję na znane mu już drzwi, po czym ruszam w kierunku schodów.
- Kim oni są? - Pytam wciąż jednak ciekawa. Boję się odpowiedzi, ale jej nie uzyskuję. Wchodzę na górę i słyszę zamykające się z trzaskiem drzwi na dole. Jestem wykończona.
~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
         Następny dzień. Wczoraj przez resztę dnia siedziałam w swoim pokoju. Schodzę do salonu i widzę Banga śpiącego na kanapie. Umył się, lecz rany wciąż nie są odkażone. W tej samej chwili się budzi i patrzy na mnie. Siada w pionie oczekując mojego przyjścia. Na stole leżą waciki i woda utleniona. Sięgam po nie i robię to, co chciałam zrobić wczoraj. Tym razem się nie opiera. Bandażem okręcam mu lewą dłoń, która jest całkiem poharatana od środka. Mówię mu, że bez lekarza się nie obejdzie, na co kiwa głową.
-Nie przyjmuję odmowy mojej wczorajszej propozycji. –Mówię, na co on zaciska usta.
-Nie oczekuję żadnej zapłaty za mieszkanie. Jedynie przekażę ci moje obowiązki związane z domem typu: sprzątanie, gotowanie. Tego też nie możesz odrzucić- dodaję. -Dzisiaj jedziemy do szpitala, na co już się zgodziłeś. Potem zajedziemy do sklepu po ubrania, których jak zgaduję na tę chwilę nie masz, chyba, że w jakimś starym niezamieszkalnym budynku, ale nie będą ci one potrzebne. – Dodaję.
-Dziękuję – Ja naprawdę to słyszę. Uśmiecham się.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~
         Dziś jest poniedziałek. Cały wczorajszy dzień spędziliśmy w centrum handlowym. Na początku było trudno, gdyż Bang był strasznie nieśmiały. Zaszliśmy jeszcze do fryzjera, który był naprawdę rewelacyjny. Nikt, kto obok nas przechodził nie zorientował się, kim jest Yong Guk, co oznacza nasze zwycięstwo. Przypudrowałam mu trochę tą śliwę pod okiem, więc wygląda nieziemsko, a po kobiecej stronie młodzieży łatwo to wywnioskować.
~~~~~~
         Teraz zmierzam do pracy. Gdy wrócę mam nadzieję na jakiś dość prosty obiad, więc jestem szczęśliwa. Siedzę przy jakiś papierach, poprawiając scenariusz prowadzącego program „Be a man”. Pracuję, jako jego asystentka oraz przy scenariuszu. Lubię tą pracę, jest nieprzewidywalna, a to kocham. Jak tak pomyślę, to warto by było coś znaleźć Bang’ owi. Tylko, w czym on mógłby być dobry? Nie wiem. No to mamy temat na wieczór.
~~~~~~
         -Wróciłam! – Krzyknęłam ściągając buty w korytarzyku. Wchodząc do salonu czuło się zapach czegoś ostrego ( oczywiście do jedzenia).
- Nie wchodź do kuchni! Zaraz wszystko będzie gotowe. – Usłyszałam. Usiadłam przy stole gotowa na kulinarną niespodziankę. Po chwili w progu ukazał się Bang z dwiema miskami z zupą?
- Ugotowałem
kimchi. Tylko takie domowe, a nie z proszku. –Powiedział się uśmiechając.
- Czyli zupę? – Zapytałam.
- Którą się je pałeczkami. – Dodał.
Odchrząknęłam. – Nie potrafię jeść pałeczkami. – Odpowiedziałam lekko zawstydzona. Jadę do Korei i nie wiem jak się posługiwać pałeczkami? Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale tak jest.
- Naprawdę? No to trzeba cię nauczyć… - Byłam mu wdzięczna, że się nie roześmiał.
        
 Po chwili potrafiłam już władać pałeczkami bez żadnego zarzutu. Choć pewnie już mamy zimne jedzenie, bo trochę nam to zajęło. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam, co przed kilkoma minutami.
- Gdy ciebie nie było szukałem ofert pracy. – Zaczął rozmowę Bang.
-W domu? – Zapytałam.
-Nie… Wyszedłem na miasto. – Powiedział.
Spojrzałam na niego w tym samym czasie wpychając sobie makaron do buzi, co wywołało uśmiech na jego twarzy. – I co? Znalazłeś coś? – Zapytałam.
- Chyba tak. Zaszedłem do pobliskiego serwisu samochodowego. Powiedzieli, że jak chcę i mam wprawę to mogę się zatrudnić.- Odpowiedział.
-A chcesz? – Znów zapytałam.
-I tak nic lepszego nie znajdę. – Odpowiedział, na co zruszyłam ramionami.
- I tak będziesz musiał mi gotować, to jedzenie było pyszne. –Uśmiechnęłam się.
-Cieszę się bardzo. – Też się uśmiechnął.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
       I tak właśnie minął nam cały tydzień. On pracował, ja pracowałam. On gotował, ja…. Jadłam (uśmieszek).
~~~~~~
          Dzisiaj udało mi się wyjść z pracy wcześniej. Bang i tak pewnie już jest w domu. Może tym razem ja coś ugotuję?
         Wchodzę do domu po cichu. Spotkanie z zaskoczenia. Zamykam drzwi prawie bezszelestnie. Do salonu idę na palcach. Nagle słyszę lekkie pomruki. Przystaję, by lepiej słyszeć. Słyszę jakąś muzykę. Podchodzę trochę bliżej i chowam się za ścianką. Słyszę rap. Ale nie z głośników. To Bang? Nie mogę uwierzyć. Jest niesamowity.
-
jibeochiwo nan sarang ttawin an hae I Came Back, Yeah
modu beoryeo deo isang pillyo eobseo nan
ije neo eobsi jamdeul su isseo
neo eomneun Spotlight binjarireul bichueo
jeuk, naega kkuneun kkumui gachireul mitji motae
nal beorin i hyeonsure naega michyeo
I'm Hot Stuff…
(pierw. I remember*).
Decyduję się na to by wyjrzeć za róg. On rapuje dalej, a przy okazji zamiata podłogę. Od tak, jakby nic mu nie przeszkadzało. No i na dodatek jest bez koszulki… Powoli się wycofuję. Nie chcę niczego zepsuć, więc po prostu będę udawać, że dopiero, co weszłam. Znów jestem w przedsionku.
-Wróciłam! – Wykrzykuję. Słyszę jakieś hałasy i szaleńczy bieg przez przeszkody. Daję mu jeszcze chwilę i wchodzę do środka (nigdy nie uważałam, by korytarz zaliczał się do domowych pomieszczeń). Widzę Banga. Włożył na siebie koszulkę, wyłączył muzykę. W ręce trzyma miotłę. Nic nie wskazuje na to, co przed chwilą się tu działo. Uśmiecham się do niego, po czym go mijam i kładę torbę na stole. Mam ochotę go przytulić i powiedzieć, jaki ma wspaniały głęboki głos, ale zamiast tego wędruję w stronę lodówki. Wyciągam z niej jogurt do picia.
-Jak minął dzień? – Pytam.
-Nie najgorzej. Kilka zleceń w pracy. Nic więcej. – Odpowiedział.
-Hmm… Trzeba to zmienić. – Odpowiedziałam.
-Co masz na myśli? – Pyta trochę zdezorientowany.
Przez jego dzisiejszy rap mam ochotę się trochę rozerwać, więc – Dziś wieczorem idziemy do miasta, do jakiegoś klubu. Co ty na to?
-Nic z tego. – Odpowiada.
-Dlaczego?! -  Pytam się niedowierzając. Taka osoba jak on powinna tego pragnąć, a nie… coś takiego.
- Po prostu nie. – Dodaje.
- To nie jest odpowiedź. – Odpowiadam naburmuszona.
- Nie umiem tańczyć. – Mówi szybko.
- Nie każdy musi tańczyć. Zresztą i tak ci nie wierzę. – Prycham.
- Trudno. – Odpowiada.
- Nawet kiwać się na boki nie potrafisz? – Pytam retorycznie. – I nie próbuj mi na to odpowiedzieć. – Dodaję, na co ten się uśmiecha. Łapie mnie za ręce i kładzie je sobie na ramiona.
- Potrafię tylko tak. – Odpowiada kiwając się na boki. Uśmiecham się triumfalnie. – Albo tak. – Puszcza mnie i odprawia absurdalny taniec… szczęścia? Nie wiem jak to nazwać.
- No to załatwione. Idę na górę sprawdzić w intrenecie wszystkie kluby. W końcu dzisiaj jest znowu piątek. – Mrugam i szybko uciekam na górę po schodkach wciąż się śmiejąc dumna z siebie.
~~~~~~
          Tańczę z następnym wysokim Koreańczykiem. Bawię się świetnie. Piję czwartego drinka.  Ciekawe, co tam u Banga. Już w pierwszych minutach straciłam go z oczu. Muzyka jest bardzo głośno, tak lubię. Większość utworów to typowe mixy wszystkich znanych utworów, puszczają także młodzieżowy k-pop oraz co jakiś czas jakiś Europejski hit. Kończy się następny utwór. Chcę odpocząć, więc żegnam się z partnerem i zmierzam w kierunku baru. Po drodze za rękę łapie mnie jakiś typ i przyciąga do siebie. Próbuję się wyrwać mówiąc, że na razie nie mam ochoty tańczyć, ale on nie chce mnie puścić. Po chwili czuję jak ktoś wyrywa mnie do tyłu i ciągnie za sobą w kierunku wyjścia.
-Możemy już wracać?! – Pyta zdenerwowany Bang.
- Jesteśmy tutaj dopiero 2 godz. Zostańmy trochę dłużej. Jest fajnie. – Odpowiadam.
-Fajnie? Ta widzę… - Prycha.
-Ej no, to, co przed chwilą było to tylko ten jedyny raz. Jestem bezpieczna – stwierdzam.
Znów prycha. – Oni wszyscy od małego ćwiczą taekwondo. Myślisz, że jak któremuś czegoś się zachce, to go znokautujesz?! – Pyta rozwścieczony.
Może i ma rację, ale się nie poddaję. – Ani razu ze sobą nie zatańczyliśmy, możemy, chociaż ten jeden raz, a potem obiecuję, że pójdziemy OK? Zresztą jak ty będziesz przy mnie to nikt mnie nie zaczepi- uśmiecham się.
-Obiecujesz? – Pyta.
-Tak- odpowiadam. – Czy ty w ogóle tańczyłeś z jakąś laską? – Pytam się.
-Nie. – Odpowiada.
Zatrzymuję się. – Wiesz, co? Ja usiądę przy barze, a ty idź i wyrwij jakąś młodą ładną OK? Mi się nie spieszy, a chętnie sobie popatrzę. – Uśmiecham się łobuzersko.
On kiwa głową. Odwracam się w innym kierunku i idę przed siebie. Już mam usiąść na krześle, gdy znów ktoś łapie mnie za rękę.
-Chcesz zatańczyć? – Ktoś pyta, a ja się odwracam i się śmieję.
-Jestem ładna? – Pytam się.
On kiwa głową i też się uśmiecha. Razem z Bang’iem tańczę jeszcze dwa tańce. Bawię się jeszcze lepiej niż przedtem. W pewnym momencie Guk nachyla się i szepcze mi coś do ucha. Wiedziałam, że ta piękna chwila nie potrwa wiecznie. Kiwam głową i oznajmiam, że zajdę jeszcze tylko po jednego kolorowego drinka z martini i możemy iść.
           Po chwili wracam i wręczam jeden kieliszek Bang’owi. Ten kreci głową, ale wypija go w całości. Idziemy w kierunku wyjścia. Nagle obok nas słyszymy jakieś krzyki. Chyba się biją. Bang mocno ciągnie mnie za rękę, dając do zrozumienia, że jak najszybciej trzeba się stąd wydostać. Już przyspieszam kroku, kiedy dostaję mocno czymś w głowę. Tracę czucie w nogach i wiem, że upadam, tylko tego nie czuję.
~~~~~~~~
            Przytomność odzyskuję w drodze do domu. Przypominam sobie, że do klubu trafiliśmy na pieszo, a teraz siedzę w samochodzie. Powoli otwieram oczy. Leże na kolanach Banga. Widzę, że jest niespokojny. Po chwili Taxi się zatrzymuje. Guk podaje kierowcy kilka papierowych banknotów. Z moich ust wydobywa się lekki pomruk. Próbuję wstać. Bang chyba to zauważył, ale nie pozwolił mi na to. Już w następnej chwili brał mnie na ręce. Próbowałam protestować, co najwyraźniej mi się nie udawało, bo nie zwracał na to uwagi. Wziął moją torebkę i jedną ręką zaczął poszukiwać kluczy do mieszkania. Gdy byliśmy już w środku, zamiast mnie puścić Bang dalej niósł mnie w swych ramionach. Wniósł mnie po schodach. Przed sobą miał trzy pary drzwi. Otworzył te na samym końcu korytarzyka, jakby mnie kiedyś obserwował. Ostrożnie położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Odgarnął mi włosy z twarzy. Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Chciałam mu podziękować, ale ten jakby to wyczuwał tylko pocałował mnie w czoło. Szybko się rozejrzał po pokoju, nów spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się i po cichu zamykając drzwi wyszedł z pokoju. W następnej sekundzie już spałam, czując się bezpieczna.

----------------------------------------
* I’m a born Singer - BTS
* I remember - Bang Yong Guk ft. Yoseob

--------------------------------------------------------
A oto 2cz. opowiadania z Bangiem! ;) Mam nadzieję, że będziecie chcieli jeszcze trochę poczekać na ostatnią 3cz. ;) Co o tym myślicie? O odp. proszę w komentarzach! <3

piątek, 19 września 2014

Nie ma tytułu Megi nie wymyślił! :(

  Był to piękny dzień, pewien młody chłopak o imieniu Paweł szedł właśnie polną ścieżką do swojej dziewczyny Iwony. Kiedy wszedł do lasu było już ciemno, chłopak miał dopiero 13 lat i dopiero poznawał uroki życia nastolatka. Mijając jedno z drzew usłyszał przerażający krzyk dziewczynki "Help me!", postanowił to sprawdzić. (od Suho "Nie idź tam!" xD)
   Biegł w stronę skąd dochodziły krzyki, ale zanim tam dobiegł one ucichły i nie było słychać już nic, poza jego przyśpieszonym oddechem.
  Po 15 minutach poszukiwań znalazł starą, opuszczoną chatę, w środku lasu. Nie wiedział gdzie jest, więc postanowił zapukać i zapytać o drogę.
   Ku jego uciesze drzwi były otwarte, wszedł do środka i poczuł silny zapach zgnilizny. Przemieścił się do pokoju obok, gdzie zobaczył na wpół zjedzone ciało dziewczynki, obdartej ze skóry, a ściny pomieszczenia były całe we krwi. (Od Suho "Mówiłam żebyś tam nie szedł!")
   Nagle odwrócił się ,a za oknem w ciemności zobaczył jak szyba paruje od oddechy jakiegoś zwierzęcia.
  Tak się przestraszył, że natychmiast zaczął biec w stronę drzwi i tyle ile miał sił w nogach zaczął uciekać przed siebie. Niestety szalone zwierze rzuciło się w pościg za nim, w ostatniej chwili wybiegł z lasu, a stwór zniknął gdzieś w cieniu.
   Chłopiec zatrzymał się na noc u swojej dziewczyny, ale nie powiedział jej ani słowa o tym zdarzeniu. Następnego dnia postanowił ominąć ten las i nic nikomu nie mówić, a sobie samemu kazał zapomnieć o tej całej sytuacji i o tym co przeżył tamtego wieczoru.
  Po kilku dniach po wiosce rozeszła się wieść, że znikają dzieci i już nie wracają. Zdesperowany chłopiec postanowił powiedzieć co się zdarzyło tamtego dnia i co zobaczył w lesie.
  Kiedy wieść się rozeszła po wszystkich mieszkańcach, chłopi wybrali się do lasu, by sprawdzić czy to co mówił Paweł do prawda.
  Następnego dnie kobiety i dzieci zastały w wiosce a mężczyźni wyruszyli na nocne łowy " na bestię". Kiedy oni penetrowali las w poszukiwaniu tajemniczego domu była pełnia.
   Kiedy w wiosce wszyscy spali mały Pawełek usłyszał te same krzyki co, w tamtym lesie. Postanowił znaleźć sobie kryjówkę i się schować. Cały czas słyszał wołanie o pomoc i krzyki mordowanych matek z dziećmi. Nad rankiem kiedy mężczyźni wrócili do wioski doznali szoku. Wszyscy zamordowani leżeli na środku, na wielkiej kupie poukładani. Mieli odgryzione głowy, nadjedzone części ciała, zdarte skórę. Mężczyźni zaczęli krzyczeć i szlochać wołając i szukając swoich martwych rodzin  z myślą, że ktoś może przeżył. w ten wybiegł mały Pawełek i z płaczem przybiegł opowiadając co widział i słyszał.
   Kiedy to usłyszeli postanowili ostrzec sąsiadów zza lasu. ( rodzinę dziewczyny Pawła). Kiedy na miejsce znaleźli kolejne ciała przed domem, które miały takie same obrażenia jak te w ich wiosce.
   Wszyscy wzięli pochodnie i broń, i postanowili wziąć małego Pawełka ze sobą, aby pokazał im gdzie jest ten dom.
  Kiedy zaszło słońce weszli w las zapolować na bestię, Mały i przerażony całą sytuacją Pawełek zaprowadził ich do domu.
   Kiedy tam dotarli wbili pochodnie w ziemi i zamarli, dookoła były pale bite w ziemie, a na nich głowy ludzi z wioski. Postanowili wejść do środka. Gdy już byli w domu przeszedł ich dreszcz skóry ich rodzin przyozdobiły ściany całego domu. Nagle Pawełek usłyszał dziwny ryk zza okna, kiedy mężczyźni podeszli do okna zobaczyli jak w jednej chwili zgasły wszystkie pochodnie, ze strachem trzech z nich postanowiło wyjść i sprawdzić co się stał.
Kiedy wyszli zamknęli drzwi do domu, wszyscy słuchali jak umierają.
   Później postanowiono, że wszyscy mężczyźni wyjdą i spróbują zabić zwierze, a mały Paweł zostanie w domu i będzie czekał aż ktoś po niego wróci. I tak się stało, wzięli mężczyźni broni wyszli a chłopie podszedł do okna i patrzył jak umierają, Kiedy został ostatni mały zdołał dostrzec jak wygląda bestia. Był wilk który chodził na dwóch tylnych  łapach, miał około 2,3 m wzrostu, szpony wielkie i całe od krwi ludzi. Jego kły wystawały z pod szczęki.
   Kiedy już zabił wszystkich spojrzał na chłopca, którego już nie było przy oknie, leżał w kącie i płakał a tajemnicza bestia zniknęła w ciemnych zaroślach, Kiedy nastał świt mały Pawełek postanowił, że wyjdzie z domu i ucieknie i tak zrobił. Biegł tak długo, aż dobiegł do najbliższego miasta, które znajduje się 30 km dalej.
  Kiedy tam dobiegł wyszedł na środek ulicy do ludzi i krzykną, że wszyscy i tak zginą, po czym wyją broń i strzelił sobie w głowę.
--------------------------------------------------
Oto psychiczne opowiadanie Megi ^^ Nasz przyjaciel chce dużo komentarzy, bo nie wie czy ma dla nas więcej pisać :)                            Suho i Kris

niedziela, 14 września 2014

Chan forever

Autor: Baekhyun
Typ: AU, obyczaj
Rated: PG


      Wyobraźcie sobie, że jesteście mną. 19- letnią Eloise, która właśnie pisze maturę z Angielskiego. Moi rodzice się rozwiedli, a obecnie mieszkam z mamą. Mój ojciec płaci co miesiąc alimenty w wysokości 2000 $, ale nie martwcie się, nie zbankrutuje. Jest biznesmenem, który ma własną firmę, albo raczej m i a ł własną firmę, gdyż teraz walczy z rakiem. Źle z nim niestety. Długo nie pożyje, ale wróćmy do początku.                                                                                                                             
      Jestem 19- letnią Eloise, która pisze maturę z Angielskiego. Nawet ci, którzy jeszcze jej nie pisali powinni wiedzieć, jakie to stresujące. Siedzisz w ławce jedynie z długopisem i kilkoma stronami, które musisz zapisać w wyznaczonym czasie i nie masz ani sekundy dłużej, żeby dokończyć pisać nawet, jeśli nie zdążysz. Odpowiedź jest tyko jedna, a propozycji wiele. Ostatnie minuty dzielą mnie od zakończenia swojej pracy, gdy nagle obok mojego krzesełka pojawia się nauczyciel. Spoglądam mu prosto w oczy. Nie powiedział ani słowa, a ja już wiem, o co mu chodzi. Pokazuje ręką na drzwi i mówi, że mam przerwać pracę. Odkładam długopis, wstaję i kieruję się ku wyjściu z sali, a nauczyciel bierze to, co zostało na ławce ze sobą.
Wychodzę pierwsza, a za mną od razu pan Wellon (nauczyciel).
   - Elie- mówi i czeka nie wiadomo, na co.- Twój ojciec nie żyje.
Moja twarz zostaje nieporuszona, jakby nic się nie stało. Nie chcę się rozmazać przed nauczycielem. Czuję, że jak coś powiem to się rozpłaczę, dlatego odpowiadam krótko i zwięźle patrząc pod nogi.
   - Domyśliłam się.
   - Zmarł podczas snu- ciągnie dalej.- Twój szofer czeka na ciebie przed budynkiem, by zawieźć cię do szpitala. Chcą, żebyś się pożegnała i zobaczyła testament.
      Wysłuchuję go do końca. Nadal nie zmieniam swojego obojętnego wyrazu twarzy. Mam już wyjść z budynku, gdy pan Wellon nagle mnie zatrzymuje, łapiąc za nadgarstek.
   - Gdy dojdziesz do siebie, przyjdź i dokończ swoją pracę. Byłoby najlepiej, gdybyś zrobiła to jeszcze dzisiaj, ale zrozumiemy, jeśli przyjdziesz innego dnia. Jest tylko jeden warunek, musisz to zrobić do końca tego tygodnia, a przypominam, że jest już środa- mówi puszczając mój nadgarstek, a ja z pośpiechem wychodzę na zewnątrz.

      20 lat. Minął dokładnie rok od mojej matury. Zdałam i dostałam się na studia bez żadnego zarzutu. Mieszkam w d u ż y m domu i mam d u ż o pieniędzy. Teoretycznie niczego mi nie brakuje. Wyjaśnię wam, dlaczego.
      Rok temu byłam w szpitalu, pożegnałam swojego ojca, przeczytałam testament… No właśnie, przeczytałam testament. „ Mój dzień nadszedł. Śmierć po mnie przyszła. Nie martwcie się, nie opłakujcie mnie. Żyjcie dalej. Teraz przeczytacie, co komu przypisuję, kto będzie miał ode mnie spadek: Dom przypisuję mojej córce, pieniądze córce, moje rzeczy córce (może zrobić z nimi, co chce. Może je spalić, sprzedać, zostawić). Wszystko, co moje zostawiam córce. Kocham cię córeczko i pamiętaj, że nigdy tak naprawdę cię nie opuszczę.” I co na to powiecie? Wszystko przypadło mnie. Nic nie dał mamie. TYLKO MNIE.

      25. Tyle już mam lat. Skończyłam studia, teraz jestem architektem. Codziennie przychodzę zmęczona i obolała po pracy. Kładę się na kanapie w butach i zasypiam. Budzę się po 2 godzinach i dopiero wtedy dochodzi do mnie, że muszę się przebrać, umyć, doprowadzić się do porządku. Tak jest codziennie, ale teraz postanawiam to zmienić. Oczywiście nie porzucę pracy, ani nic w tym stylu, po prostu znajdę sobie towarzysza. Acha… Zapomniałam wam powiedzieć, że nie mam partnera… Ani męża.
      Nic mi nie wychodzi, nikt mnie nie chce. Nie wiem, może jestem jakaś dziwna, mam dziwną osobowość. Skoro w ten sposób nie potrafię sobie nikogo znaleźć, postanawiam pójść do jakiegoś ośrodka.
      Jestem w ośrodku dla ułomnych. Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale tak… mam zamiar „wziąć” do domu osobę, którą będę mogła się opiekować. Byłoby najlepiej, gdyby była w moim wieku. Rozglądam się po ośrodku, po pokojach, w których mieszkają. Wszyscy patrzą się na mnie, jakby byli małymi dziećmi w domu dziecka… I nagle go znajduję. Od razu wiem, że to on, ta odpowiednia osoba dla mnie. Wygląda na Azjatę. Czarne włosy, skośne, ciemne oczy. Uśmiecha się do mnie. Podchodzę do niego powoli, ale stanowczo. On spogląda mi w oczy siedząc na krześle, a ja siadam obok niego na drugim. Mam ochotę coś powiedzieć, ale on mnie wyprzedza.
   - Przyszła pani po mnie?- Pyta z szerokim uśmiechem na twarzy.
Nie wiem, co powiedzieć, jego uroda mnie oszałamia. Jak taka osoba mogła trafić do takiego ośrodka?
   -Tak, przyszłam po ciebie- mówię spokojnym tonem. Mam ochotę go dotknąć, ale się powstrzymuję.- Jak masz na imię?
   - Genialnie! Nareszcie będę mógł się wyrwać z tej ciupy. Na imię mam Chanyeol, jestem Koreańczykiem, mam 22 lata. Wiem, wyglądam na mniej, ale nie przeszkadza mi to… Możemy sobie mówić po imieniu? Jak się nazywasz?- Pyta podnosząc się z krzesła i podając mi rękę na powitanie.
   - Jesteś uroczy- podaję mu swoją.- Eloise. To moje imię, ale mów mi Elie. Możemy zostać przyjaciółmi, jeśli tylko zechcesz- mówię, uśmiecham się i wstaję tak jak on.
   - Fantastycznie! To ja się szybko spakuję, a pani, to znaczy Eloise… Znaczy Elie niech pójdzie powiedzieć naszym opiekunom, że od dziś będę miał już prawdziwy dom- Odpowiada z entuzjazmem, wyciągając swoją torbę z szafy.- Mam też białego kota. Mogę go ze sobą wziąć? Nie będzie sprawiał problemów?
   - Dobrze. Pakuj się, a ja zaraz przyjdę. Możesz wziąć również kota. Nie ma problemu.
Wychodzę z jego pokoju i idę w stronę biura. Tam powinni się teraz znajdować opiekunowie. Podczas mojego marszu rozmyślam nad tym, jaki to Chanyeol jest uroczy i słodki. Jestem pewna, że będziemy się ze sobą dogadywać.
      Idę w stronę mojego nowego towarzysza wraz z jego opiekunem. Mamy zamiar wejść do pokoju, ale nie będzie nam to potrzebne, gdyż Chanyeol stoi tuż przed nimi z torbą na ramieniu i kotem w drugiej ręce.
   - To jak? Gotowy?- Pyta mężczyzna obok mnie.
   - Jak nigdy dotąd- odpowiada kierując się w moją stronę.
      Jedziemy samochodem. Ja prowadzę, on siedzi tuż obok mnie z kotem na kolanach. Głaszcze go, zaczynając od głowy, a kończąc w miejscu, gdzie zaczyna się jego ogon. Robi to czule, tak jakby to było jego dziecko. Jego piękny uśmiech nadal nie schodzi mu z twarzy… I nie musi. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Do mojego domu jedziemy trochę ponad godzinę. Nie dziwię się, gdyż leży w centrum Nowego Yorku. Po drodze zamieniamy tylko kilka słów między sobą. Nie potrzebuję więcej, niech się zaaklimatyzuje. Zastanawiam się nad tym, czy spodoba mu się dom, czy będzie się w nim dobrze czuł, czy się do mnie przyzwyczai. Zdaję sobie sprawę, jakie będzie to dla niego trudne. Nowe otoczenie, nowa osoba, z którą będzie musiał dzielić przestrzeń. Ale na razie wolę się tym nie zamartwiać. Tego wszystkiego dowiem się niebawem.
      Wyszliśmy z samochodu i teraz stoimy przed moim domem. Chanyeol wygląda na zachwyconego, ale pozory mylą, czyż nie?
   - I jak ci się podoba?- Pytam oczekując odpowiedzi.
   - Dom? Jest wspaniały! Widzę go dopiero z zewnątrz, a już jestem w niebo wzięty. Nie mogę uwierzyć, że będę tu mieszkać razem z tobą Elie. Czy to wszystko twoje? Wygląda jak hotel 5-cio gwiazdkowy, albo coś o wiele większego!- Wykrzykuje, skacząc przy tym jak małe dziecko.
Mówię mu, że to wszystko należy do mnie, gdyż dostałam to wszystko w spadku po ojcu. Zapraszam go do środka. On jest zachwycony i mówi, że nie do końca jest pewien, czy na to wszystko zasługuje. 
      Jesteśmy w hallu, a Chanyeol już nie wytrzymuje i rzuca torbę na ziemię. Dziękuje mi za to, że jako jeden z niewielu zaznał raju na ziemi.
   - Chodź, oprowadzę cię po domu. Pokażę ci twój pokój- oznajmiam Chan’ owi, a ten przytula mnie z radości, nie mogąc się doczekać.
Zaczynamy od salonu, przechodząc do kuchni ze spiżarnią. Następnie idziemy do łazienek, mojego pokoju, miejsca dla gości, siłowni, domowego kina, sali do gier, mojego prywatnego biura, a na koniec zostawiam jego pokój. Współlokator wymięka. Po twarzy spływają mu łzy szczęścia, opada na kolana. Przytula moje nogi i w kółko powtarza „Dziękuję, dziękuję, dziękuję…”
   - I jak?- Pytam.
   - To wszystko moje? Ten pokój jest 10 razy większy od tego w ośrodku!
Cieszę się, bo on się cieszy.
   - Jest jeszcze niewykończony. Jutro pojedziemy do sklepu, kupić ci nową pościel i farbę na ściany. Słyszałam, że twoim ulubionym kolorem jest czarny. Jak tylko wrócimy zaczniemy ci je malować. Teraz odpocznij po podróży i się rozpakuj, a ja zrobię coś pysznego do schrupania.   
      Wychodzę z pomieszczenia i zamykam drzwi. Nagle coś zaczyna ocierać się o moje nogi. Spoglądam w dół i zauważam białego kota Chana.
   - I co mały, jak się nazywasz?- Pytam go spoglądając na jego obróżkę. Metalową zawieszkę biorę w dwa palce i czytam jej zawartość „EDO”.

      Mija tydzień, odkąd 22- latek ze mną zamieszkał. W pracy wzięłam urlop, po to byśmy mieli więcej czasu dla siebie. Z początku myślałam, że będzie gorzej, ale Chanyeol dobrze się sprawuje i szybko się przyzwyczaja do mnie, jak i do nowego otoczenia. Powiedziałam mu, jakie są zasady, których będzie musiał przestrzegać w n a s z y m domu: utrzymywać porządek i zajmować się swoim kotem. Wiem. To mało, ale na razie wolę go nie przemęczać. Z czasem tych obowiązków będzie przybywać i on sam się o tym dowie.
      Po 2 tygodniach wracam do pracy. Nie jest to najlepsza wiadomość, jaką mogę wam wyznać, ale tak już jest. Bez pracy nie ma życia. Z każdym dniem coraz więcej dowiaduję się o Chanie. Zauważyłam, że ma muzyczną duszę. Potrafi grać na pianinie, perkusji, gitarze, basie i afrykańskich bębnach. Umie śpiewać i beatboxować. Zdolny z niego chłopak. Zapytałam się, jaki jest jego ulubiony film. Odpowiedział Szkoła Rocka. Kupiłam mu płytę i od tego czasu ogląda go dzień w dzień. Podziwiam go za to. Od małego siedział w ośrodku dla ułomnych, a ma już takie zdolności.
      Jest 6 rano. Idę do pracy, Chanyeol jeszcze śpi. Na lodówce zostawiam mu karteczkę z treścią „W chlebaku masz bułki, a w lodówce parówki. Jeśli wolisz coś innego, to na stole położyłam pieniądze. Będziesz mógł pójść do sklepu i coś sobie kupić. Dziś wrócę wcześniej niż zwykle. Możliwe, że się wyrobię do 13. Buziaki^^”  
      Piątek, weekend, koniec pracy. Wracam do domu zmęczona, ale dziś wieczorem mam zamiar zabrać mojego współlokatora do kina. Wyciągam klucze, ale nie będą mi one potrzebne, gdyż Chanyeol z impetem otwiera drzwi i wysypuje na mnie jakieś kolorowe skrawki papieru.
   - Witaj Madamme.
   - Witaj Gentelmanie- odpowiadam mu z takim samym akcentem i wchodzę do środka.- Co to jest?
   - Confetti! Użyłem do tego twojego albumu ze zdjęciami. Nie gniewasz się?
Uśmiech pojawia się na jego twarzy. Zaskakuje mnie również jego ubiór. Na koszuli i spodniach widnieje czerwony fartuszek, a na głowie czerwony kapturek.
   - Czy się gniewam?! Nie wiem- mówię.- Użyłeś do tego mojego albumu z dzieciństwa! Nie wiem, co mam o tym myśleć.
22- latek jest zszokowany i ręce opadają mu wzdłuż bioder. Spuszcza głowę i odpowiada ze smutkiem.
   - Nie gniewaj się. Chciałem zrobić ci niespodziankę i z a s y p a ć  w s p o m n i e n i a m i .
Zamurowało mnie. Pomysł jest niezły, ale nie ukrywajmy tego, że zniszczył mi zdjęcia. Przepraszam go za to, że na niego nakrzyczałam i mówię mu o dzisiejszych planach na wieczór.
      Jesteśmy w kinie. Ja ubrana w sukienkę, a on w elegancką koszulę, jeansy i trampki, które dodają trochę luzu w jego ubiorze. Razem wybieramy dobrą komedię, jako nasz seans. Kupujemy nachosy i colę, a następnie udajemy się na salę.
      Film się kończy, a my jesteśmy zadowoleni z naszego dzisiejszego wieczoru. Komedia była udana. Jeszcze nigdy się tak nie śmiałam, a co dopiero Chanyeol. To jego pierwszy pobyt w kinie. Gdy wracamy do domu jest 23:46. Jesteśmy padnięci i zmęczeni. Każdy idzie się umyć i kłaść do łóżka. Mówimy sobie jedno krótkie Dobranoc i kierujemy się do swoich pokoi.
      Ranek. Dochodzą mnie niesamowite zapachy z k u c h n i. O Boże! To pewnie Chan! Szybko ubieram się w szlafrok i schodzę na dół. Wchodzę do pomieszczenia, w którym coś się smaży i tak jak podejrzewałam, przede mną przy patelni ukazuje się Chanyeol.
   - Co robisz?- Pytam zaspanym tonem.
   - Tonkatsu- odpowiada śpiewająco współlokator.- Mówię ci niebo w gębie.
   -Kolejna niespodzianka? Co to jest, jeśli mogę zapytać?
   - Japoński kotlet. Zobaczysz, posmakuje ci.
No to kolejna rzecz, o której się dopiero teraz dowiaduję. Chanyeol potrafi gotować. Siadam na krześle przy stole i czekam na śniadanie. Po pewnym czasie na moim talerzu pojawia się soczysty, mały kotlecik. Spoglądam na 22- latka i zauważam, że on nie je.
   - A co z tobą? Gdzie twoja porcja?- Pytam.
   - Nie ma jej. Na śmierć zapomniałem o sobie- odpowiada drapiąc się po karku.
W takim razie nie mam, co robić jak oddać mu połowę swojego Tonkatsu. Zaprzecza, ale ja wymiguję się tekstem, że nie jem dużo na śniadanie i połowa w zupełności mi wystarczy. Takim cudem Chanyeol zrobił swoje pierwsze śniadanie w tym domu dla nas obu.
      Mija weekend i znowu trzeba iść do pracy. Kolejne projekty pojawiają się na papierze milimetrowym przez 10 godzin. Po tym wszystkim znowu jestem padnięta i znowu zmęczona wracam do domu. Wchodzę do hallu i mówię Chanowi, że idę się trochę zdrzemnąć do swojego pokoju. Otwieram drzwi, wchodzę i wpadam na coś miękkiego, lecz wbijającego się w skórę, co na pewno nie jest moim łóżkiem. Otwieram oczy i zauważam wełnę.  D u ż o, d u ż o wełny. Odwracam się, a za mną stoi 22- latek. Spoglądam na niego zaspanym wzrokiem.
   - I jak?- Pyta.
   -Co to jest?
   - Sieci.  M o j e sieci. Wpadłaś w nie i teraz jesteś m o j a.
   - Twoja? O czym ty do cholery… mówisz?
   - Kocham cię, Elie.

--------------------------------------------------------------
A oto komediowy oneshot mojej siostry XDD Mam nadzieję, że wam się spodobał, bo mi bardzo :D Coś na złe dni.... Ach, przepraszam was, że tak długo nic nie było wstawiane, ale no wiecie, szkoła. Mam nadzieję, że nas za to nie zabijecie ;) Wielbię was! <3

sobota, 13 września 2014

Nowe kłopoty

  ____ ---> Tam musicie wstawić swoje imię ^^
Dzisiejsza notka jest na górze. Na wstępie chcę przeprosić że tak długo nic nie było. No i stworzyłam dla was scenariusz ^^ Coś dla mnie zupełnie nowego ;/ Jakoś jutro powinien pojawić się kolejny oneshot, a jakoś w przyszłym tygodniu kolejny rozdział ^^                                                   Suho :)
---------------------------------------------------------------------
Autor: Suho
Typ: AU, obyczaj
Rated: PG
    Ale nuda! Czemu ta lekcja tak się dłuży? Aigoo!
   Nareszcie dzwonek!
   Jak najszybciej spakowałaś książki do torby i wyszłaś z sali, kierując się do szafki. Wrzuciłaś tam podręczniki i ruszyłaś w stronę stołówki. Nagle jednak stanęłaś jak wryta na środku korytarza, widząc kilka metrów przed sobą Sugę. Obróciłaś się na pięcie i ruszyłaś przed siebie, jakby ktoś wystrzelił Cię z procy. Właśnie miałaś skręcić, gdy usłyszałaś głośne śmiechy. Normalnie nie zwróciło by to Twojej uwagi, gdyby to nie to iż spośród tych śmiechów, usłyszałaś jęknięcie bólu. Wyjrzałaś zza ściany i zobaczyłaś jakiegoś nie znanego Ci,  młodego chłopaka siedzącego na ziemi i opierającego się o szafki, jego twarz była wykrzywiona w grymasie bólu i niezadowolenia. Otaczało go około szóstka chłopaków ze starszej klasy i donośnie się śmiali. Myślą, że są jacyś straszni, że są jakąś gangstą czy coś. Drogą dedukcji doszłaś do wniosku, że to przez nich tamten tak siedzi. Nie mogłaś patrzeć jak komuś dzieje się krzywda. Ruszyłaś w ich stronę z zaciętą miną.
- Yah! Won mi stąd! Zostawić go! - Wydarłaś się na starszych chłopaków.
- Hah, masz czelność nam mówić co mamy robić? - Jeden z nich spojrzał na Ciebie cwaniacko, ten na "dole" przy szafkach tylko machał nie zauważalnie głową, pokazując że nie musisz tego robić.
- Nie udawaj wielkiego gangstera. Sio, bo pójdę po Namjoon'a! - Nie wierzysz że to powiedziałaś!
   Chłopak spojrzał na Ciebie, próbując ukryć strach, po sekundzie machnął ręką na swoich kumpli i odeszli. Odwróciłaś się do siedzącego na ziemi nieznajomego i uśmiechnęłaś się do niego. Podeszłaś bliżej i wyciągnęłaś do niego rękę, popatrzył się na nią (rękę xD) niepewnie.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię. - Powiedziałaś, chłopak chwycił Twoją dłoń, a ty pociągnęłaś go w górę. Oczywiście w dużej mierze wstał sam, bo ty nie miałaś tyle siły, ale chciałaś pomóc.
- Em, dzięki. - Powiedział niepewnie ze spuszczoną głową, widać że jest tą sytuacją zawstydzony.
- Spoko, przecież to norma u nas. Myślą że są fajni, albo coś. - Wywróciłaś teatralnie oczami. - Jestem ______.
- A ja Jongkook. - Uśmiechnął się po raz pierwszy. - Naprawdę dziękuję ci za pomoc.
- Nie ma sprawy. Jesteś nowy?
- Tak, jestem w pierwszej klasie, chyba D. - Ciągle się uśmiechał, jest taki śliczny, jego uśmiech, nie on oczywiście, chociaż też jest całkiem, całkiem.
- To jesteś ze mną w klasie, chyba się zgubiłeś bo nie było cię na pierwszej lekcji. - Zaśmiałaś się z chłopaka.
- Taaa. - Również się zaśmiał, jednak w tym momencie został popchnięty mocno w tył i znów uderzył plecami o szafki i syknął głośno. Spojrzałaś niedowierzającym wzrokiem na sprawcę.
- Jin! O co Ci chodzi? - Krzyknęłaś na swojego "przyjaciela". - Co ty robisz?
- Czemu z nim rozmawiasz? - Zapytał zimno, obdarowując Cię równie zimnym spojrzeniem.
- A co? Nie wolno mi? Bo Nam Joon nie pozwala? Zawsze musicie za mną chodzić? - Wkurzył Cie tym, nigdy nie możesz nigdzie iść bez nich. Miałaś ochotę uderzyć go w twarz.
- O tym to sobie pogadasz z ze swoim chłopakiem. - Odpowiedział, po czym zbliżył się do Jongkooka. - A ty, lepiej się do niej nie zbliżaj. - Rozkazał chłopakowi, podchodząc do niego na niebezpiecznie bliską  odległość.
- Jin, starczy, chyba zrozumiał. - Wtem usłyszałam głos Joon'a.
  No świetnie, genialnie po prostu. Spojrzałaś na niego, stał razem z całą swoją "świtą", a tak starałaś się ich uniknąć. Cała szóstka zbliżyła się do nas.
- Cześć, słodka. - Nam uśmiechnął się do Ciebie i objął Cię ramieniem, odwzajemniłaś uśmiech, ale raczej z przymusu - A ty jak już pewne wiesz od Jin'a masz się nie zbliżać do niej nawet na cztery metry, bo nie będzie przyjemnie.
- Oj nie przesadzaj, misiek. - Zrobiłaś błagalne oczka patrząc na chłopaka.
- Jesteś moja i nikt nie ma prawa,,, - Zaczął, ale mu przerwałaś.
- Tak, wiem. Nikt nie ma prawa się do mnie zbliżyć poza nimi. - Wskazałaś ręką na resztą chłopaków.
- Mówiłem Ci już, że masz mi nie przerywać - Chciał się zamachnąć i już zaciskał pięść, ale że Kook był jeszcze w korytarzu, a poza tym była jeszcze przerwa, więc powstrzymał się. - I ładnie wszystko zapamiętałaś.
   Rozległ się dzwonek oznajmiający początek lekcji. Twój chłopak spojrzał na poszkodowanego, mówiąc w ten sposób, że ma już sobie iść, co chłopak od razu zrobił.
- To z tym trzymaniem się ode mnie z daleka, to nie będzie zbyt możliwe. - Spojrzałaś na Monstera (tak też na niego mówią) niepewnie. - Bo wiesz, on chodzi ze mną do klasy.
- To co? V też, on będzie cię pilnował. - Urwał dosyć ostro, tę wymianę zdań.
   Chłopak zaczął się schylać, żeby Cię pocałować, ale poczułaś uścisk na nadgarstku, a następnie zostałaś odciągnięta od swojego chłopaka. Spojrzałaś w górę na twarz osoby trzymającej Twoje ramię, to V.
   Gdy tylko wzrok Namjoona padł na waszego przyjaciela widać w nim było chęć mordu.
- Sorki stary, ale musimy iść na lekcję, o nie wiem czy zauważyłeś  ale jest już trochę po dzwonku. A poza tym ja mogę kiblować, bo mam to gdzieś, ale _______ nie powinna zostawać dłużej w szkole, bo ty tak chcesz. - Dziękuję! V, dziękuję ci! Ty nie mogłabyś tak powiedzieć, jeżelibyś tak zrobiła było by z Tobą dosyć krucho.
   Widać że Mon nie był zadowolony, ale nie miał nic do gadania, bo już po chwili nie było ani Ciebie, ani Taehyung'a. Gdy tylko zniknęliście z oczu reszcie chłopaków zwolniliście tępa i szliście swobodne.
- Dzięki! - Westchnęłaś.
- Spoko, wiem że za nim jeszcze aż tak nie przepadasz. - Uśmiechnął się do Ciebie promiennie.
- Co znaczy jeszcze? - Zaciekawił Cię tym stwierdzeniem.
- Zawsze czepiasz się takich szczegółów, co nie? - Pokiwałaś głową co miało znaczyć "tak''. - Po prostu, on już tak ma, na początku żadna go nie lubi, bo wydaje się taki oschły i nieczuły. Kurde gadam jak baba. Jednak po jakimś czasie zaczynają się do tego przyzwyczajać, jednak on też musi się trochę oswoić z "nową laską" wiesz z jej charakterem. W tedy robi się trochę milszy i bardziej okazuje coś na miano uczuć. - Zaśmialiście się. - Tak więc daj mu trochę czasu.
   Pokiwałaś głową. Dotarliście właśnie pod klasę, Tae otworzył drzwi i Cię w nich przepuścił.
- Co za gentlemen. Szkoda że się przez ciebie ta młoda dama ciągle spóźnia na zajęcia. - Nauczycielka Kang musiała się wypowiedzieć, przez co wszyscy odwrócili się w naszą stronę. Gdy Jung Kook zobaczył z kim przyszłaś momentalnie odwrócił się w stronę tablicy.
- Mianhe, nauczycielko Kang, To nie jego wina. - Ukłoniłaś się nisko przed kobietą.
   Odwróciłaś głowę, by spojrzeć na przyjaciela, ale jego nie było obok Ciebie, siedział już na swoim miejscu i miał jak zwykle wywalone na wszystko.
- To czyja? Krasnoludków? - Cała klasa zarechotała niczym stado żab, wytrzeszczyłaś oczy na kobietę.
- Pani da jej spokój i prowadzi dalej lekcję. - Odezwał się V.
- Nie odzywaj się Kim. - Kang odpowiedziała ostro. - No, słucham, co się stało?
- To moja wina. - Jungkook wstał z miejsca i pokłonił się w geście przeproszenia. - Przepraszam.
- No dobrze, Siadaj.
    Ruszyłaś na swoje miejsce i usiadłaś. Kolejna nudna lekcja.
~~~~*~~~~
    Wracałaś do domu i ciągle oglądałaś się za siebie, mając wrażenie że ktoś za Tobą idzie.
    Miałaś rację, Jungkook szedł za Tobą. Zatrzymałaś się i poczekałaś na niego.
- Gdzie idziesz? - Zapytałaś chłopaka, dopiero w tedy Cię zauważył.
- Em, idę do domu. A ty? I chyba nie powinienem iść tak blisko. - Kook zaczął się odsuwać, jednak ty go zatrzymałaś.
- Daj spokój, w drodze do domu, mnie nie śledzą. - Zaśmiałaś się z ostrożności chłopaka. - I ja też idę do domu.
  Resztę drogi przebyliście w ciszy, odezwałaś się dopiero, gdy byłaś pod domem.
- No to ja mieszkam tu. - Wskazałaś ręką na dwupiętrowy budynek.
   Chłopak uderzył się ręką w twarz, spojrzałaś na niego zdziwiona.
- Ja mieszkam tam. - Pokazał dom po drugiej stronie ulicy.
   Zaczęłaś się śmiać, pożegnałaś się z Jung'iem i poszliście do domów.
   Wszystko dotarło do Ciebie dopiero, gdy już znalazłaś się w domu. Dotarło do Ciebie że będą z tego kłopoty.