Autor: BaekhyunTyp: AU, obyczajRated: PG
Wyobraźcie sobie, że jesteście mną. 19-
letnią Eloise, która właśnie pisze maturę z Angielskiego. Moi rodzice się
rozwiedli, a obecnie mieszkam z mamą. Mój ojciec płaci co miesiąc alimenty w
wysokości 2000 $, ale nie martwcie się, nie zbankrutuje. Jest biznesmenem,
który ma własną firmę, albo raczej m i a ł własną firmę, gdyż teraz walczy z
rakiem. Źle z nim niestety. Długo nie pożyje, ale wróćmy do początku.
Jestem 19- letnią Eloise, która pisze
maturę z Angielskiego. Nawet ci, którzy jeszcze jej nie pisali powinni
wiedzieć, jakie to stresujące. Siedzisz w ławce jedynie z długopisem i kilkoma
stronami, które musisz zapisać w wyznaczonym czasie i nie masz ani sekundy
dłużej, żeby dokończyć pisać nawet, jeśli nie zdążysz. Odpowiedź jest tyko
jedna, a propozycji wiele. Ostatnie minuty dzielą mnie od zakończenia swojej
pracy, gdy nagle obok mojego krzesełka pojawia się nauczyciel. Spoglądam mu
prosto w oczy. Nie powiedział ani słowa, a ja już wiem, o co mu chodzi.
Pokazuje ręką na drzwi i mówi, że mam przerwać pracę. Odkładam długopis, wstaję
i kieruję się ku wyjściu z sali, a nauczyciel bierze to, co zostało na ławce ze
sobą.
Wychodzę
pierwsza, a za mną od razu pan Wellon (nauczyciel).
- Elie- mówi i czeka nie wiadomo, na co.-
Twój ojciec nie żyje.
Moja twarz
zostaje nieporuszona, jakby nic się nie stało. Nie chcę się rozmazać przed
nauczycielem. Czuję, że jak coś powiem to się rozpłaczę, dlatego odpowiadam
krótko i zwięźle patrząc pod nogi.
- Domyśliłam się.
- Zmarł podczas snu- ciągnie dalej.- Twój
szofer czeka na ciebie przed budynkiem, by zawieźć cię do szpitala. Chcą, żebyś
się pożegnała i zobaczyła testament.
Wysłuchuję go do końca. Nadal nie
zmieniam swojego obojętnego wyrazu twarzy. Mam już wyjść z budynku, gdy pan
Wellon nagle mnie zatrzymuje, łapiąc za nadgarstek.
- Gdy dojdziesz do siebie, przyjdź i dokończ
swoją pracę. Byłoby najlepiej, gdybyś zrobiła to jeszcze dzisiaj, ale
zrozumiemy, jeśli przyjdziesz innego dnia. Jest tylko jeden warunek, musisz to
zrobić do końca tego tygodnia, a przypominam, że jest już środa- mówi
puszczając mój nadgarstek, a ja z pośpiechem wychodzę na zewnątrz.
20 lat. Minął dokładnie rok od mojej
matury. Zdałam i dostałam się na studia bez żadnego zarzutu. Mieszkam w d u ż y
m domu i mam d u ż o pieniędzy. Teoretycznie niczego mi nie brakuje. Wyjaśnię
wam, dlaczego.
Rok temu byłam w szpitalu, pożegnałam
swojego ojca, przeczytałam testament… No właśnie, przeczytałam testament. „ Mój dzień nadszedł. Śmierć po mnie
przyszła. Nie martwcie się, nie opłakujcie mnie. Żyjcie dalej. Teraz
przeczytacie, co komu przypisuję, kto będzie miał ode mnie spadek: Dom
przypisuję mojej córce, pieniądze córce, moje rzeczy córce (może zrobić z nimi,
co chce. Może je spalić, sprzedać, zostawić). Wszystko, co moje zostawiam
córce. Kocham cię córeczko i pamiętaj, że nigdy tak naprawdę cię nie opuszczę.”
I co na to powiecie? Wszystko przypadło mnie. Nic nie dał mamie. TYLKO
MNIE.
25. Tyle już mam lat. Skończyłam studia,
teraz jestem architektem. Codziennie przychodzę zmęczona i obolała po pracy.
Kładę się na kanapie w butach i zasypiam. Budzę się po 2 godzinach i dopiero wtedy
dochodzi do mnie, że muszę się przebrać, umyć, doprowadzić się do porządku. Tak
jest codziennie, ale teraz postanawiam to zmienić. Oczywiście nie porzucę
pracy, ani nic w tym stylu, po prostu znajdę sobie towarzysza. Acha… Zapomniałam
wam powiedzieć, że nie mam partnera… Ani męża.
Nic mi nie wychodzi, nikt mnie nie chce.
Nie wiem, może jestem jakaś dziwna, mam dziwną osobowość. Skoro w ten sposób
nie potrafię sobie nikogo znaleźć, postanawiam pójść do jakiegoś ośrodka.
Jestem w ośrodku dla ułomnych. Może to
trochę dziwnie zabrzmi, ale tak… mam zamiar „wziąć” do domu osobę, którą będę
mogła się opiekować. Byłoby najlepiej, gdyby była w moim wieku. Rozglądam się
po ośrodku, po pokojach, w których mieszkają. Wszyscy patrzą się na mnie, jakby
byli małymi dziećmi w domu dziecka… I nagle go znajduję. Od razu wiem, że to
on, ta odpowiednia osoba dla mnie. Wygląda na Azjatę. Czarne włosy, skośne,
ciemne oczy. Uśmiecha się do mnie. Podchodzę do niego powoli, ale stanowczo. On
spogląda mi w oczy siedząc na krześle, a ja siadam obok niego na drugim. Mam
ochotę coś powiedzieć, ale on mnie wyprzedza.
- Przyszła pani po mnie?- Pyta z szerokim
uśmiechem na twarzy.
Nie wiem, co
powiedzieć, jego uroda mnie oszałamia. Jak taka osoba mogła trafić do takiego
ośrodka?
-Tak, przyszłam po ciebie- mówię spokojnym
tonem. Mam ochotę go dotknąć, ale się powstrzymuję.- Jak masz na imię?
- Genialnie! Nareszcie będę mógł się wyrwać
z tej ciupy. Na imię mam Chanyeol, jestem Koreańczykiem, mam 22 lata. Wiem,
wyglądam na mniej, ale nie przeszkadza mi to… Możemy sobie mówić po imieniu?
Jak się nazywasz?- Pyta podnosząc się z krzesła i podając mi rękę na powitanie.
-
Jesteś uroczy- podaję mu swoją.- Eloise. To moje imię, ale mów mi Elie. Możemy
zostać przyjaciółmi, jeśli tylko zechcesz- mówię, uśmiecham się i wstaję tak
jak on.
- Fantastycznie! To ja się szybko spakuję, a
pani, to znaczy Eloise… Znaczy Elie niech pójdzie powiedzieć naszym opiekunom,
że od dziś będę miał już prawdziwy dom- Odpowiada z entuzjazmem, wyciągając
swoją torbę z szafy.- Mam też białego kota. Mogę go ze sobą wziąć? Nie będzie
sprawiał problemów?
- Dobrze. Pakuj się, a ja zaraz przyjdę.
Możesz wziąć również kota. Nie ma problemu.
Wychodzę z
jego pokoju i idę w stronę biura. Tam powinni się teraz znajdować opiekunowie.
Podczas mojego marszu rozmyślam nad tym, jaki to Chanyeol jest uroczy i słodki.
Jestem pewna, że będziemy się ze sobą dogadywać.
Idę w stronę mojego nowego towarzysza
wraz z jego opiekunem. Mamy zamiar wejść do pokoju, ale nie będzie nam to
potrzebne, gdyż Chanyeol stoi tuż przed nimi z torbą na ramieniu i kotem w
drugiej ręce.
- To jak? Gotowy?- Pyta mężczyzna obok mnie.
- Jak nigdy dotąd- odpowiada kierując się w
moją stronę.
Jedziemy samochodem. Ja prowadzę, on
siedzi tuż obok mnie z kotem na kolanach. Głaszcze go, zaczynając od głowy, a
kończąc w miejscu, gdzie zaczyna się jego ogon. Robi to czule, tak jakby to
było jego dziecko. Jego piękny uśmiech nadal nie schodzi mu z twarzy… I nie
musi. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Do mojego domu jedziemy trochę ponad
godzinę. Nie dziwię się, gdyż leży w centrum Nowego Yorku. Po drodze zamieniamy
tylko kilka słów między sobą. Nie potrzebuję więcej, niech się zaaklimatyzuje.
Zastanawiam się nad tym, czy spodoba mu się dom, czy będzie się w nim dobrze
czuł, czy się do mnie przyzwyczai. Zdaję sobie sprawę, jakie będzie to dla
niego trudne. Nowe otoczenie, nowa osoba, z którą będzie musiał dzielić
przestrzeń. Ale na razie wolę się tym nie zamartwiać. Tego wszystkiego dowiem
się niebawem.
Wyszliśmy z samochodu i teraz stoimy
przed moim domem. Chanyeol wygląda na zachwyconego, ale pozory mylą, czyż nie?
- I jak ci się podoba?- Pytam oczekując
odpowiedzi.
- Dom? Jest wspaniały! Widzę go dopiero z
zewnątrz, a już jestem w niebo wzięty. Nie mogę uwierzyć, że będę tu mieszkać
razem z tobą Elie. Czy to wszystko twoje? Wygląda jak hotel 5-cio gwiazdkowy,
albo coś o wiele większego!- Wykrzykuje, skacząc przy tym jak małe dziecko.
Mówię mu, że
to wszystko należy do mnie, gdyż dostałam to wszystko w spadku po ojcu.
Zapraszam go do środka. On jest zachwycony i mówi, że nie do końca jest pewien,
czy na to wszystko zasługuje.
Jesteśmy w hallu, a Chanyeol już nie
wytrzymuje i rzuca torbę na ziemię. Dziękuje mi za to, że jako jeden z niewielu
zaznał raju na ziemi.
- Chodź, oprowadzę cię po domu. Pokażę ci
twój pokój- oznajmiam Chan’ owi, a ten przytula mnie z radości, nie mogąc się
doczekać.
Zaczynamy od
salonu, przechodząc do kuchni ze spiżarnią. Następnie idziemy do łazienek,
mojego pokoju, miejsca dla gości, siłowni, domowego kina, sali do gier, mojego
prywatnego biura, a na koniec zostawiam jego pokój. Współlokator wymięka. Po
twarzy spływają mu łzy szczęścia, opada na kolana. Przytula moje nogi i w kółko
powtarza „Dziękuję, dziękuję, dziękuję…”
- I jak?- Pytam.
- To wszystko moje? Ten pokój jest 10 razy
większy od tego w ośrodku!
Cieszę się,
bo on się cieszy.
- Jest jeszcze niewykończony. Jutro
pojedziemy do sklepu, kupić ci nową pościel i farbę na ściany. Słyszałam, że
twoim ulubionym kolorem jest czarny. Jak tylko wrócimy zaczniemy ci je malować.
Teraz odpocznij po podróży i się rozpakuj, a ja zrobię coś pysznego do
schrupania.
Wychodzę z pomieszczenia i zamykam drzwi.
Nagle coś zaczyna ocierać się o moje nogi. Spoglądam w dół i zauważam białego
kota Chana.
- I co mały, jak się nazywasz?- Pytam go spoglądając
na jego obróżkę. Metalową zawieszkę biorę w dwa palce i czytam jej zawartość
„EDO”.
Mija tydzień, odkąd 22- latek ze mną
zamieszkał. W pracy wzięłam urlop, po to byśmy mieli więcej czasu dla siebie. Z
początku myślałam, że będzie gorzej, ale Chanyeol dobrze się sprawuje i szybko
się przyzwyczaja do mnie, jak i do nowego otoczenia. Powiedziałam mu, jakie są
zasady, których będzie musiał przestrzegać w n a s z y m domu: utrzymywać
porządek i zajmować się swoim kotem. Wiem. To mało, ale na razie wolę go nie
przemęczać. Z czasem tych obowiązków będzie przybywać i on sam się o tym dowie.
Po 2 tygodniach wracam do pracy. Nie jest
to najlepsza wiadomość, jaką mogę wam wyznać, ale tak już jest. Bez pracy nie
ma życia. Z każdym dniem coraz więcej dowiaduję się o Chanie. Zauważyłam, że ma
muzyczną duszę. Potrafi grać na pianinie, perkusji, gitarze, basie i
afrykańskich bębnach. Umie śpiewać i beatboxować. Zdolny z niego chłopak.
Zapytałam się, jaki jest jego ulubiony film. Odpowiedział Szkoła Rocka. Kupiłam mu płytę i od tego czasu ogląda go dzień w
dzień. Podziwiam go za to. Od małego siedział w ośrodku dla ułomnych, a ma już
takie zdolności.
Jest 6 rano. Idę do pracy, Chanyeol
jeszcze śpi. Na lodówce zostawiam mu karteczkę z treścią „W chlebaku masz bułki, a w lodówce parówki. Jeśli wolisz coś innego,
to na stole położyłam pieniądze. Będziesz mógł pójść do sklepu i coś sobie
kupić. Dziś wrócę wcześniej niż zwykle. Możliwe, że się wyrobię do 13.
Buziaki^^”
Piątek, weekend, koniec pracy. Wracam do
domu zmęczona, ale dziś wieczorem mam zamiar zabrać mojego współlokatora do
kina. Wyciągam klucze, ale nie będą mi one potrzebne, gdyż Chanyeol z impetem
otwiera drzwi i wysypuje na mnie jakieś kolorowe skrawki papieru.
- Witaj Madamme.
- Witaj Gentelmanie- odpowiadam mu z takim samym akcentem i
wchodzę do środka.- Co to jest?
- Confetti! Użyłem do tego twojego albumu ze
zdjęciami. Nie gniewasz się?
Uśmiech
pojawia się na jego twarzy. Zaskakuje mnie również jego ubiór. Na koszuli i
spodniach widnieje czerwony fartuszek, a na głowie czerwony kapturek.
- Czy się gniewam?! Nie wiem- mówię.- Użyłeś
do tego mojego albumu z dzieciństwa! Nie wiem, co mam o tym myśleć.
22- latek
jest zszokowany i ręce opadają mu wzdłuż bioder. Spuszcza głowę i odpowiada ze
smutkiem.
- Nie gniewaj się. Chciałem zrobić ci
niespodziankę i z a s y p a ć w s p o m
n i e n i a m i .
Zamurowało
mnie. Pomysł jest niezły, ale nie ukrywajmy tego, że zniszczył mi zdjęcia.
Przepraszam go za to, że na niego nakrzyczałam i mówię mu o dzisiejszych
planach na wieczór.
Jesteśmy w kinie. Ja ubrana w sukienkę, a
on w elegancką koszulę, jeansy i trampki, które dodają trochę luzu w jego
ubiorze. Razem wybieramy dobrą komedię, jako nasz seans. Kupujemy nachosy i
colę, a następnie udajemy się na salę.
Film się kończy, a my jesteśmy zadowoleni
z naszego dzisiejszego wieczoru. Komedia była udana. Jeszcze nigdy się tak nie
śmiałam, a co dopiero Chanyeol. To jego pierwszy pobyt w kinie. Gdy wracamy do
domu jest 23:46. Jesteśmy padnięci i zmęczeni. Każdy idzie się umyć i kłaść do
łóżka. Mówimy sobie jedno krótkie Dobranoc
i kierujemy się do swoich pokoi.
Ranek. Dochodzą mnie niesamowite zapachy
z k u c h n i. O Boże! To pewnie Chan! Szybko ubieram się w szlafrok i schodzę
na dół. Wchodzę do pomieszczenia, w którym coś się smaży i tak jak
podejrzewałam, przede mną przy patelni ukazuje się Chanyeol.
- Co robisz?- Pytam zaspanym tonem.
- Tonkatsu- odpowiada śpiewająco
współlokator.- Mówię ci niebo w gębie.
-Kolejna niespodzianka? Co to jest, jeśli
mogę zapytać?
- Japoński kotlet. Zobaczysz, posmakuje ci.
No to
kolejna rzecz, o której się dopiero teraz dowiaduję. Chanyeol potrafi gotować.
Siadam na krześle przy stole i czekam na śniadanie. Po pewnym czasie na moim
talerzu pojawia się soczysty, mały kotlecik. Spoglądam na 22- latka i zauważam,
że on nie je.
- A co z tobą? Gdzie twoja porcja?- Pytam.
- Nie ma jej. Na śmierć zapomniałem o sobie-
odpowiada drapiąc się po karku.
W takim
razie nie mam, co robić jak oddać mu połowę swojego Tonkatsu. Zaprzecza, ale ja
wymiguję się tekstem, że nie jem dużo na śniadanie i połowa w zupełności mi
wystarczy. Takim cudem Chanyeol zrobił swoje pierwsze śniadanie w tym domu dla
nas obu.
Mija weekend i znowu trzeba iść do pracy.
Kolejne projekty pojawiają się na papierze milimetrowym przez 10 godzin. Po tym
wszystkim znowu jestem padnięta i znowu zmęczona wracam do domu. Wchodzę do
hallu i mówię Chanowi, że idę się trochę zdrzemnąć do swojego pokoju. Otwieram
drzwi, wchodzę i wpadam na coś miękkiego, lecz wbijającego się w skórę, co na
pewno nie jest moim łóżkiem. Otwieram oczy i zauważam wełnę. D u ż o, d u ż o wełny. Odwracam się, a za
mną stoi 22- latek. Spoglądam na niego zaspanym wzrokiem.
- I jak?- Pyta.
-Co to jest?
- Sieci.
M o j e sieci. Wpadłaś w nie i teraz jesteś m o j a.
- Twoja? O czym ty do cholery… mówisz?
- Kocham cię, Elie.
--------------------------------------------------------------
A oto komediowy oneshot mojej siostry XDD Mam nadzieję, że wam się spodobał, bo mi bardzo :D Coś na złe dni.... Ach, przepraszam was, że tak długo nic nie było wstawiane, ale no wiecie, szkoła. Mam nadzieję, że nas za to nie zabijecie ;) Wielbię was! <3