… Zaczynam
wrzeszczeć i zataczam się do tyłu. Wpadam na balustradę, a głową uderzam w
lampę – będzie siniak.
-Auuuć. – Pocieram bolące miejsce na głowie. Po chwili znów zerkam na nieznajomego. Przez mrok widzę, że usiadł na kanapie i bacznie przygląda się temu, co przed chwilą zaszło, czyli jak zrobiłam z siebie durnia.
-No dobra, teraz możesz mi podziękować i sobie pięknie odejść. – Szybko oznajmiłam. On, gdy to usłyszał szybko się rozejrzał, jakby dopiero teraz zauważył gdzie jest. Zrzucił z siebie wszystkie warstwy koców i spróbował wstać, po czym szybko złapał się za głowę i znów usiadł, lecz tym razem na podłodze. Nie wiedziałam, co zrobić. Może mu pomóc? Dwudziesto kilku latek spróbował jeszcze raz, ale nic z tego. Nawet go rozumiem, no wiecie gdyby mi się przytrafiło to, co jemu, to bym pewnie leżała w szpitalu ze wstrząsem mózgu. Zacisnęłam ręce w pięści i szybko do niego podbiegłam. Pomogłam mu wstać, po czym ruszyliśmy w kierunku drzwi do… środka. Żółwim tempem dotarliśmy do stołu. Posadziłam go na jednym z dość wygodnych krzeseł i ruszyłam do kuchni. Co ja zrobiłam? Obcy facet w domu – Koreańczyk, ranny OMG. Zaparzyłam herbatę (Mam nadzieję, że lubi) i wróciłam do salonu. Postawiłam kubek przed nim tak by wiedział, że to dla niego, skinął głową. Usiadłam naprzeciwko niego, lecz nie odważyłam się na niego spojrzeć, więc mój wzrok błądził po gładkim stole. Minęło 5 minut i żaden z nas się nie odezwał. Wiedziałam, że nie jestem w stanie z nim rozmawiać, więc znów wstałam i ruszyłam w kierunku schodów, weszłam na górę. Czułam jego wzrok na sobie, a w powietrzu zdziwienie. Rzuciłam krótkie dobranoc i zamknęłam drzwi do pokoju. Jutro rano go nie będzie- takie były moje przypuszczenia.
~~~~~~~~~~```~~~~~~~~~~
7:30 Sobota – tak twierdzi mój budzik. Nakładam kapcie i schodzę na dół do kuchni. Otwieram lodówkę i wyciągam jogurt naturalny. Na półce leżą borówki (je też biorę) i otręby. Wszystko wrzucam do miski i mieszam. Zdrowe śniadanko. Nalewam wrzątek do filiżanki z kawą, nie używam mleka, ani cukru – gorzka najlepsza. Siadam przy stole, włączam telewizor na kanale z wiadomościami. Po 5-ciu minutach już wszystko zostało zjedzone. Teraz trzeba się umyć. Przechodzę obok kanapy i się potykam upadając na coś miękkiego. Ugh czy to mnie musi się zawsze coś takiego zdarzyć?
-Czy mogłabyś ze mnie zejść? – Pyta jakiś głos i dopiero wtedy przypomina mi się cała noc. Szybko podnoszę się na nogi i przepraszam poszkodowanego przeze mnie mężczyznę, on tylko się śmieje, po czym mówi, że nic się nie stało. Jestem cała czerwona na policzkach, co znowu wywołuje na jego twarzy szeroki uśmiech, który jest niesamowicie piękny i pociągający. Zostałam burakiem.
-Myślałam, że dzisiaj już ciebie tutaj nie będzie. – Powiedziałam łapiąc się za kark. Momentalnie zmienił wyraz twarzy. Dotarło do mnie jak to musiało zabrzmieć, więc od razu się spytałam, czy nie chce czegoś do jedzenia lub do picia. Nie odpowiedział. Wydawało się, że nad czymś myśli. Odwróciłam się i spojrzałam do lodówki. Co by tu… naleśniki? Nie chciałam tam szybko wracać, więc uznałam, że to bardzo dobry pomysł, a sobie też jednego zrobię. Usmażyłam cztery i zaniosłam na stół. Nieznajomy siedział na kanapie ze spuszczoną głową. Przez chwilę się mu przyglądałam, po czym oznajmiłam, że śniadanie gotowe. Zaszłam jeszcze po dżem, cukier, jogurt naturalny… i po nutellę. Gdy wróciłam, ten już nakładał sobie pierwszego naleśnika na talerz. Na mojej twarzy zagościł lekki uśmieszek. Usiadłam naprzeciwko niego i sięgnęłam po nutellę w tym samym czasie, co on. Obydwoje się roześmialiśmy. Czekolada wygrała.
Koleś wpierdzielał już 3-go naleśnika, a ja jednego nie mogłam skończyć, ale dobrze, że mu smakuje.
- Jak masz na imię? – Spytał się trochę niepewnie.
-Jon, znaczy Jonna. A ty? – Ja też byłam ciekawa.
- Bang. Bang Yong Guk. – Odpowiedział. – Chyba jestem trochę starszy od ciebie.
- Mam 20 lat. Nie wyglądasz na starszego. – Wyparowałam.
- Tutaj nikt nie wygląda odpowiednio na swój wiek. Ja mam 24. – Powiedział.
- Teraz powinnam się do ciebie zwracać formalnie… - zaczęłam
- Nie. Wcale tego nie chcę. – Przerwał mi.
- I nie miałam zamiaru. – Dodałam. Uniósł brwi. - U mnie w kraju się tego nie robi, jeśli jest tak mała różnica wieku i to jeszcze jak jest się tak młodym. Musisz mi to wybaczyć, ale jest to na twoją korzyść, gdyż gdybym się do ciebie zwracała formalnie, biorąc pod uwagę także mój kraj i jego tradycje to w oczach moich rówieśników wyglądałoby to tak jakbyś był o dziesięć lat ode mnie starszy lub osobą wyższą rankingiem np., jeśli chodzi o pracę. – Zakończyłam. Przez pewien czas był poważny, lecz po kilku sekundach nie wytrzymał i znów się roześmiał. Cóż za wesoła osóbka jak na tyle wrażeń. Ma piękny eyesmile.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Zapytał.
…Niezręczna sytuacja. Odchrząknęłam i powiedziałam. – Chciałbyś się umyć? No wiesz, we włosach masz pełno błota, a koszulka poplamiona jest twoją krwią. Jak chcesz to jakąś swoją mogę wygrzebać rozmiaru XXL.
- Nie noszę takiego rozmiaru i ty też. – Odpowiedział.
- Mam taką jedną, nosiłam ją tylko raz na zjeździe. Użyłam jej, jako koszulę nocną. A jeśli chodzi o ciebie, to lepiej mieć za dużą jak za małą lub zakrwawioną. Zresztą wcale nie wygląda jak szmata, tylko jest czarna z Nowym Yorkiem, nawet na mnie dobrze wyglądała.
- Dobra, zrozumiałem. Może być- Oznajmił.
- Ja tylko proponuję ci twój piękny wizerunek. Łazienka jest w tym korytarzyku od razu po lewej. Miłej kąpieli życzę. – Odpowiedziałam. Wstał a ja wskazałam na drzwi, o które mi chodziło, po czym klepnęłam go w plecy, by szedł dalej. Gdy to zrobiłam na chwilę przystanął, po czym znowu ruszył, trochę szybszym krokiem. Wzruszyłam ramionami i poszłam po swoje ubrania oraz po koszulkę dla Banga.
~~~~~~
Gdy skończył się myć, a zrobił to bardzo szybko (ja tak nie potrafię) przez uchylone drzwi podałam mu górę od ubrania. Wyszedł po dwóch minutach. Miał mokre, czarne włosy i piękną, lśniącą skórę, tej samej barwy, co moja. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Poskładał ręcznik i położył go na kanapie, po czym spojrzał w moją stronę. Od razu się odwróciłam i zamknęłam w łazience. Niechcący przegryzłam sobie język. Nie mogę uwierzyć, że na mnie to działa. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem jedną z tych, co ślini się na widok przystojnego faceta, a jednak. Weszłam pod prysznic i zaczęłam nucić jedną z moich ulubionych piosenek- I’m a born Singer*.
-Nie jestem tego taki pewien. – Usłyszałam wychodząc z parującego pomieszczenia.
-Ale czego? – Zapytałam.
-I’m a born Singer? – Zapytał.
Niemożliwe. On nie mógł… Nieeeeee! Nigdy nie byłam dobrą piosenkarką. Jak byłam mała, to nawet do chórku kościelnego mnie wziąć nie chcieli. I znowu jestem burakiem. Chciałam zmienić temat, więc od razu przeszłam do rzeczy i zadałam pytanie, na które odpowiedź chciałam wiedzieć już na samym początku.
- Gdzie mieszkasz? – A oto ono.
Zacisnął szczękę i zwiesił głowę.
- Muszę już iść. – Odpowiedział. Wziął zakrwawioną bluzkę i ruszył w kierunku drzwi. Poszłam za nim i je otworzyłam bacznie się mu przyglądając. Wychodząc nawet się nie pożegnał. Nagle na końcu ulicy pojawili się jacyś ludzie. Od razu rozpoznałam tych durniów z wczorajszego dnia. Prędko spojrzałam na Banga. W tej samej sekundzie on mocno zacisnął pięść. Wytrzeszczyłam oczy. Już chciałam coś powiedzieć, gdy ten pewnym krokiem ruszył przed siebie, zostawiając mnie samą w oszołomieniu. Nic na to nie mogłam poradzić. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się na podłogę.
~~~~~~
Jestem w mieście i robię zakupy. Wyczyściłam całą lodówkę, a głodować nie chcę. Przestałam myśleć o nieznajomym, choć było to dość trudne. Stoję przy kasie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tylu zer na paragonie. Ukłoniłam się i wyszłam z budynku, ruszając w kierunku parku. Kupiłam wszystkie rzeczy potrzebne do jednoosobowego pikniku.
~~~~~~
Jeszcze nigdy nie byłam tak najedzona. Siedzę tu już od trzech godzin i ciągle coś podjadam z koszyka, patrząc na bawiące się dookoła dzieci. Trzeba się zbierać. Po drodze robię jeszcze kilka zdjęć swoim aparatem wciąż zmierzając w kierunku metra. Zaczyna się ściemniać. Skręcając w następną uliczkę widzę ogromne zbiorowisko ludzi. Jak większość podchodzę, by sprawdzić, co się dzieje. Jest tam już policja. Do samochodu wsiada kilka chłopaków w moim wieku. Do drugiego auta wsadzają czwartego i nagle zamieram. Przepycham się przez ludzi w kierunku władzy. Podchodzi do mnie jeden z nich tłumacząc bym wróciła za żółtą taśmę. Kręcę głową i wyjaśniam, że nie będzie potrzeby zabierać tej osoby na komisariat, bo ja za nią odpowiadam. Policjant unosi brew. Jeszcze przez chwilę rozmawiamy. Podpisuję jakieś papiery. W końcu kiwa głową i krzyczy coś do swoich ludzi. Odwraca się i popycha w moją stronę człowieka, który ma spuchnięte oko i rozciętą wargę. Patrzy na mnie z nienawiścią, ale gdy ruszam idzie za mną. Kupuję bilety na pociąg. Przez całą drogę powrotną się do siebie nie odzywamy. Wchodzimy do domu. Każę mu usiąść na kanapie. Ten wciąż się nie odzywa. Idę po coś do odkażenia ran i zabieram się do pracy. On odwraca głowę dając mi do zrozumienia, że nie chce mojej pomocy. Na siłę przykładam mu wacik do twarzy, a on łapie mnie za rękę i ją odrzuca. Ciskam w niego butelką z wodą utlenioną nic nie rozumiejąc i się wydzieram. Osuwam się na podłogę. Nie wiem, dlaczego on tyle dla mnie znaczy, nie rozumiem tego. Z oczu płyną mi łzy. Chwytam się palcami moich włosów i odwracam się do niego plecami.
-Nie mam domu, rozumiesz?!- Wykrzykuje. Otwieram szeroko oczy. Coraz więcej łez.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Gwałtownie się odwracam. – Wiesz jak ja się teraz czuję?! Uwierz, że na prawdę podle. Trzeba było tylko powiedzieć. Wiesz, jakie miałbyś kłopoty, gdyby mnie tam nie było?! – Jestem załamana.
- Ja z tym żyję przez cały czas! To nie jest żadna nowość! I nie oczekuję od ciebie żadnego współczucia! – Wykrzykuje.
Spoglądam na jego pocięte ręce. Co on jeszcze w sobie ukrywa? Dlaczego ci ludzie tak go ranią? Mógłby trafić do więzienia. Gdy zobaczyłam tamtych ludzi. Nie wiecie jak wyglądali, w jakim byli stanie, co mieli w rękach. Dlaczego chcieli go zabić? Co tu się dzieje?!
- Przepraszam. – Odpowiadam, bo wiem, że moje histeria mu nie pomoże. – Wiesz, że możesz tu zostać. –Wypalam. Nie mam sił i on też. Dłużej nie wytrzymam. – Coś wymyślimy, będzie dobrze. – Wstaję. Patrzę w kierunku łazienki, potem znów na Banga. Wskazuję na znane mu już drzwi, po czym ruszam w kierunku schodów.
- Kim oni są? - Pytam wciąż jednak ciekawa. Boję się odpowiedzi, ale jej nie uzyskuję. Wchodzę na górę i słyszę zamykające się z trzaskiem drzwi na dole. Jestem wykończona.
~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
Następny dzień. Wczoraj przez resztę dnia siedziałam w swoim pokoju. Schodzę do salonu i widzę Banga śpiącego na kanapie. Umył się, lecz rany wciąż nie są odkażone. W tej samej chwili się budzi i patrzy na mnie. Siada w pionie oczekując mojego przyjścia. Na stole leżą waciki i woda utleniona. Sięgam po nie i robię to, co chciałam zrobić wczoraj. Tym razem się nie opiera. Bandażem okręcam mu lewą dłoń, która jest całkiem poharatana od środka. Mówię mu, że bez lekarza się nie obejdzie, na co kiwa głową.
-Nie przyjmuję odmowy mojej wczorajszej propozycji. –Mówię, na co on zaciska usta.
-Nie oczekuję żadnej zapłaty za mieszkanie. Jedynie przekażę ci moje obowiązki związane z domem typu: sprzątanie, gotowanie. Tego też nie możesz odrzucić- dodaję. -Dzisiaj jedziemy do szpitala, na co już się zgodziłeś. Potem zajedziemy do sklepu po ubrania, których jak zgaduję na tę chwilę nie masz, chyba, że w jakimś starym niezamieszkalnym budynku, ale nie będą ci one potrzebne. – Dodaję.
-Dziękuję – Ja naprawdę to słyszę. Uśmiecham się.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~
Dziś jest poniedziałek. Cały wczorajszy dzień spędziliśmy w centrum handlowym. Na początku było trudno, gdyż Bang był strasznie nieśmiały. Zaszliśmy jeszcze do fryzjera, który był naprawdę rewelacyjny. Nikt, kto obok nas przechodził nie zorientował się, kim jest Yong Guk, co oznacza nasze zwycięstwo. Przypudrowałam mu trochę tą śliwę pod okiem, więc wygląda nieziemsko, a po kobiecej stronie młodzieży łatwo to wywnioskować.
~~~~~~
Teraz zmierzam do pracy. Gdy wrócę mam nadzieję na jakiś dość prosty obiad, więc jestem szczęśliwa. Siedzę przy jakiś papierach, poprawiając scenariusz prowadzącego program „Be a man”. Pracuję, jako jego asystentka oraz przy scenariuszu. Lubię tą pracę, jest nieprzewidywalna, a to kocham. Jak tak pomyślę, to warto by było coś znaleźć Bang’ owi. Tylko, w czym on mógłby być dobry? Nie wiem. No to mamy temat na wieczór.
~~~~~~
-Wróciłam! – Krzyknęłam ściągając buty w korytarzyku. Wchodząc do salonu czuło się zapach czegoś ostrego ( oczywiście do jedzenia).
- Nie wchodź do kuchni! Zaraz wszystko będzie gotowe. – Usłyszałam. Usiadłam przy stole gotowa na kulinarną niespodziankę. Po chwili w progu ukazał się Bang z dwiema miskami z zupą?
- Ugotowałem kimchi. Tylko takie domowe, a nie z proszku. –Powiedział się uśmiechając.
- Czyli zupę? – Zapytałam.
- Którą się je pałeczkami. – Dodał.
Odchrząknęłam. – Nie potrafię jeść pałeczkami. – Odpowiedziałam lekko zawstydzona. Jadę do Korei i nie wiem jak się posługiwać pałeczkami? Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale tak jest.
- Naprawdę? No to trzeba cię nauczyć… - Byłam mu wdzięczna, że się nie roześmiał.
Po chwili potrafiłam już władać pałeczkami bez żadnego zarzutu. Choć pewnie już mamy zimne jedzenie, bo trochę nam to zajęło. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam, co przed kilkoma minutami.
- Gdy ciebie nie było szukałem ofert pracy. – Zaczął rozmowę Bang.
-W domu? – Zapytałam.
-Nie… Wyszedłem na miasto. – Powiedział.
Spojrzałam na niego w tym samym czasie wpychając sobie makaron do buzi, co wywołało uśmiech na jego twarzy. – I co? Znalazłeś coś? – Zapytałam.
- Chyba tak. Zaszedłem do pobliskiego serwisu samochodowego. Powiedzieli, że jak chcę i mam wprawę to mogę się zatrudnić.- Odpowiedział.
-A chcesz? – Znów zapytałam.
-I tak nic lepszego nie znajdę. – Odpowiedział, na co zruszyłam ramionami.
- I tak będziesz musiał mi gotować, to jedzenie było pyszne. –Uśmiechnęłam się.
-Cieszę się bardzo. – Też się uśmiechnął.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
I tak właśnie minął nam cały tydzień. On pracował, ja pracowałam. On gotował, ja…. Jadłam (uśmieszek).
~~~~~~
Dzisiaj udało mi się wyjść z pracy wcześniej. Bang i tak pewnie już jest w domu. Może tym razem ja coś ugotuję?
Wchodzę do domu po cichu. Spotkanie z zaskoczenia. Zamykam drzwi prawie bezszelestnie. Do salonu idę na palcach. Nagle słyszę lekkie pomruki. Przystaję, by lepiej słyszeć. Słyszę jakąś muzykę. Podchodzę trochę bliżej i chowam się za ścianką. Słyszę rap. Ale nie z głośników. To Bang? Nie mogę uwierzyć. Jest niesamowity.
-jibeochiwo nan sarang ttawin an hae I Came Back, Yeah
modu beoryeo deo isang pillyo eobseo nan
ije neo eobsi jamdeul su isseo
neo eomneun Spotlight binjarireul bichueo
jeuk, naega kkuneun kkumui gachireul mitji motae
nal beorin i hyeonsure naega michyeo
I'm Hot Stuff… (pierw. I remember*).
Decyduję się na to by wyjrzeć za róg. On rapuje dalej, a przy okazji zamiata podłogę. Od tak, jakby nic mu nie przeszkadzało. No i na dodatek jest bez koszulki… Powoli się wycofuję. Nie chcę niczego zepsuć, więc po prostu będę udawać, że dopiero, co weszłam. Znów jestem w przedsionku.
-Wróciłam! – Wykrzykuję. Słyszę jakieś hałasy i szaleńczy bieg przez przeszkody. Daję mu jeszcze chwilę i wchodzę do środka (nigdy nie uważałam, by korytarz zaliczał się do domowych pomieszczeń). Widzę Banga. Włożył na siebie koszulkę, wyłączył muzykę. W ręce trzyma miotłę. Nic nie wskazuje na to, co przed chwilą się tu działo. Uśmiecham się do niego, po czym go mijam i kładę torbę na stole. Mam ochotę go przytulić i powiedzieć, jaki ma wspaniały głęboki głos, ale zamiast tego wędruję w stronę lodówki. Wyciągam z niej jogurt do picia.
-Jak minął dzień? – Pytam.
-Nie najgorzej. Kilka zleceń w pracy. Nic więcej. – Odpowiedział.
-Hmm… Trzeba to zmienić. – Odpowiedziałam.
-Co masz na myśli? – Pyta trochę zdezorientowany.
Przez jego dzisiejszy rap mam ochotę się trochę rozerwać, więc – Dziś wieczorem idziemy do miasta, do jakiegoś klubu. Co ty na to?
-Nic z tego. – Odpowiada.
-Dlaczego?! - Pytam się niedowierzając. Taka osoba jak on powinna tego pragnąć, a nie… coś takiego.
- Po prostu nie. – Dodaje.
- To nie jest odpowiedź. – Odpowiadam naburmuszona.
- Nie umiem tańczyć. – Mówi szybko.
- Nie każdy musi tańczyć. Zresztą i tak ci nie wierzę. – Prycham.
- Trudno. – Odpowiada.
- Nawet kiwać się na boki nie potrafisz? – Pytam retorycznie. – I nie próbuj mi na to odpowiedzieć. – Dodaję, na co ten się uśmiecha. Łapie mnie za ręce i kładzie je sobie na ramiona.
- Potrafię tylko tak. – Odpowiada kiwając się na boki. Uśmiecham się triumfalnie. – Albo tak. – Puszcza mnie i odprawia absurdalny taniec… szczęścia? Nie wiem jak to nazwać.
- No to załatwione. Idę na górę sprawdzić w intrenecie wszystkie kluby. W końcu dzisiaj jest znowu piątek. – Mrugam i szybko uciekam na górę po schodkach wciąż się śmiejąc dumna z siebie.
~~~~~~
Tańczę z następnym wysokim Koreańczykiem. Bawię się świetnie. Piję czwartego drinka. Ciekawe, co tam u Banga. Już w pierwszych minutach straciłam go z oczu. Muzyka jest bardzo głośno, tak lubię. Większość utworów to typowe mixy wszystkich znanych utworów, puszczają także młodzieżowy k-pop oraz co jakiś czas jakiś Europejski hit. Kończy się następny utwór. Chcę odpocząć, więc żegnam się z partnerem i zmierzam w kierunku baru. Po drodze za rękę łapie mnie jakiś typ i przyciąga do siebie. Próbuję się wyrwać mówiąc, że na razie nie mam ochoty tańczyć, ale on nie chce mnie puścić. Po chwili czuję jak ktoś wyrywa mnie do tyłu i ciągnie za sobą w kierunku wyjścia.
-Możemy już wracać?! – Pyta zdenerwowany Bang.
- Jesteśmy tutaj dopiero 2 godz. Zostańmy trochę dłużej. Jest fajnie. – Odpowiadam.
-Fajnie? Ta widzę… - Prycha.
-Ej no, to, co przed chwilą było to tylko ten jedyny raz. Jestem bezpieczna – stwierdzam.
Znów prycha. – Oni wszyscy od małego ćwiczą taekwondo. Myślisz, że jak któremuś czegoś się zachce, to go znokautujesz?! – Pyta rozwścieczony.
Może i ma rację, ale się nie poddaję. – Ani razu ze sobą nie zatańczyliśmy, możemy, chociaż ten jeden raz, a potem obiecuję, że pójdziemy OK? Zresztą jak ty będziesz przy mnie to nikt mnie nie zaczepi- uśmiecham się.
-Obiecujesz? – Pyta.
-Tak- odpowiadam. – Czy ty w ogóle tańczyłeś z jakąś laską? – Pytam się.
-Nie. – Odpowiada.
Zatrzymuję się. – Wiesz, co? Ja usiądę przy barze, a ty idź i wyrwij jakąś młodą ładną OK? Mi się nie spieszy, a chętnie sobie popatrzę. – Uśmiecham się łobuzersko.
On kiwa głową. Odwracam się w innym kierunku i idę przed siebie. Już mam usiąść na krześle, gdy znów ktoś łapie mnie za rękę.
-Chcesz zatańczyć? – Ktoś pyta, a ja się odwracam i się śmieję.
-Jestem ładna? – Pytam się.
On kiwa głową i też się uśmiecha. Razem z Bang’iem tańczę jeszcze dwa tańce. Bawię się jeszcze lepiej niż przedtem. W pewnym momencie Guk nachyla się i szepcze mi coś do ucha. Wiedziałam, że ta piękna chwila nie potrwa wiecznie. Kiwam głową i oznajmiam, że zajdę jeszcze tylko po jednego kolorowego drinka z martini i możemy iść.
Po chwili wracam i wręczam jeden kieliszek Bang’owi. Ten kreci głową, ale wypija go w całości. Idziemy w kierunku wyjścia. Nagle obok nas słyszymy jakieś krzyki. Chyba się biją. Bang mocno ciągnie mnie za rękę, dając do zrozumienia, że jak najszybciej trzeba się stąd wydostać. Już przyspieszam kroku, kiedy dostaję mocno czymś w głowę. Tracę czucie w nogach i wiem, że upadam, tylko tego nie czuję.
~~~~~~~~
Przytomność odzyskuję w drodze do domu. Przypominam sobie, że do klubu trafiliśmy na pieszo, a teraz siedzę w samochodzie. Powoli otwieram oczy. Leże na kolanach Banga. Widzę, że jest niespokojny. Po chwili Taxi się zatrzymuje. Guk podaje kierowcy kilka papierowych banknotów. Z moich ust wydobywa się lekki pomruk. Próbuję wstać. Bang chyba to zauważył, ale nie pozwolił mi na to. Już w następnej chwili brał mnie na ręce. Próbowałam protestować, co najwyraźniej mi się nie udawało, bo nie zwracał na to uwagi. Wziął moją torebkę i jedną ręką zaczął poszukiwać kluczy do mieszkania. Gdy byliśmy już w środku, zamiast mnie puścić Bang dalej niósł mnie w swych ramionach. Wniósł mnie po schodach. Przed sobą miał trzy pary drzwi. Otworzył te na samym końcu korytarzyka, jakby mnie kiedyś obserwował. Ostrożnie położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Odgarnął mi włosy z twarzy. Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Chciałam mu podziękować, ale ten jakby to wyczuwał tylko pocałował mnie w czoło. Szybko się rozejrzał po pokoju, nów spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się i po cichu zamykając drzwi wyszedł z pokoju. W następnej sekundzie już spałam, czując się bezpieczna.
----------------------------------------
* I’m a born Singer - BTS
* I remember - Bang Yong Guk ft. Yoseob
--------------------------------------------------------
A oto 2cz. opowiadania z Bangiem! ;) Mam nadzieję, że będziecie chcieli jeszcze trochę poczekać na ostatnią 3cz. ;) Co o tym myślicie? O odp. proszę w komentarzach! <3
-Auuuć. – Pocieram bolące miejsce na głowie. Po chwili znów zerkam na nieznajomego. Przez mrok widzę, że usiadł na kanapie i bacznie przygląda się temu, co przed chwilą zaszło, czyli jak zrobiłam z siebie durnia.
-No dobra, teraz możesz mi podziękować i sobie pięknie odejść. – Szybko oznajmiłam. On, gdy to usłyszał szybko się rozejrzał, jakby dopiero teraz zauważył gdzie jest. Zrzucił z siebie wszystkie warstwy koców i spróbował wstać, po czym szybko złapał się za głowę i znów usiadł, lecz tym razem na podłodze. Nie wiedziałam, co zrobić. Może mu pomóc? Dwudziesto kilku latek spróbował jeszcze raz, ale nic z tego. Nawet go rozumiem, no wiecie gdyby mi się przytrafiło to, co jemu, to bym pewnie leżała w szpitalu ze wstrząsem mózgu. Zacisnęłam ręce w pięści i szybko do niego podbiegłam. Pomogłam mu wstać, po czym ruszyliśmy w kierunku drzwi do… środka. Żółwim tempem dotarliśmy do stołu. Posadziłam go na jednym z dość wygodnych krzeseł i ruszyłam do kuchni. Co ja zrobiłam? Obcy facet w domu – Koreańczyk, ranny OMG. Zaparzyłam herbatę (Mam nadzieję, że lubi) i wróciłam do salonu. Postawiłam kubek przed nim tak by wiedział, że to dla niego, skinął głową. Usiadłam naprzeciwko niego, lecz nie odważyłam się na niego spojrzeć, więc mój wzrok błądził po gładkim stole. Minęło 5 minut i żaden z nas się nie odezwał. Wiedziałam, że nie jestem w stanie z nim rozmawiać, więc znów wstałam i ruszyłam w kierunku schodów, weszłam na górę. Czułam jego wzrok na sobie, a w powietrzu zdziwienie. Rzuciłam krótkie dobranoc i zamknęłam drzwi do pokoju. Jutro rano go nie będzie- takie były moje przypuszczenia.
~~~~~~~~~~```~~~~~~~~~~
7:30 Sobota – tak twierdzi mój budzik. Nakładam kapcie i schodzę na dół do kuchni. Otwieram lodówkę i wyciągam jogurt naturalny. Na półce leżą borówki (je też biorę) i otręby. Wszystko wrzucam do miski i mieszam. Zdrowe śniadanko. Nalewam wrzątek do filiżanki z kawą, nie używam mleka, ani cukru – gorzka najlepsza. Siadam przy stole, włączam telewizor na kanale z wiadomościami. Po 5-ciu minutach już wszystko zostało zjedzone. Teraz trzeba się umyć. Przechodzę obok kanapy i się potykam upadając na coś miękkiego. Ugh czy to mnie musi się zawsze coś takiego zdarzyć?
-Czy mogłabyś ze mnie zejść? – Pyta jakiś głos i dopiero wtedy przypomina mi się cała noc. Szybko podnoszę się na nogi i przepraszam poszkodowanego przeze mnie mężczyznę, on tylko się śmieje, po czym mówi, że nic się nie stało. Jestem cała czerwona na policzkach, co znowu wywołuje na jego twarzy szeroki uśmiech, który jest niesamowicie piękny i pociągający. Zostałam burakiem.
-Myślałam, że dzisiaj już ciebie tutaj nie będzie. – Powiedziałam łapiąc się za kark. Momentalnie zmienił wyraz twarzy. Dotarło do mnie jak to musiało zabrzmieć, więc od razu się spytałam, czy nie chce czegoś do jedzenia lub do picia. Nie odpowiedział. Wydawało się, że nad czymś myśli. Odwróciłam się i spojrzałam do lodówki. Co by tu… naleśniki? Nie chciałam tam szybko wracać, więc uznałam, że to bardzo dobry pomysł, a sobie też jednego zrobię. Usmażyłam cztery i zaniosłam na stół. Nieznajomy siedział na kanapie ze spuszczoną głową. Przez chwilę się mu przyglądałam, po czym oznajmiłam, że śniadanie gotowe. Zaszłam jeszcze po dżem, cukier, jogurt naturalny… i po nutellę. Gdy wróciłam, ten już nakładał sobie pierwszego naleśnika na talerz. Na mojej twarzy zagościł lekki uśmieszek. Usiadłam naprzeciwko niego i sięgnęłam po nutellę w tym samym czasie, co on. Obydwoje się roześmialiśmy. Czekolada wygrała.
Koleś wpierdzielał już 3-go naleśnika, a ja jednego nie mogłam skończyć, ale dobrze, że mu smakuje.
- Jak masz na imię? – Spytał się trochę niepewnie.
-Jon, znaczy Jonna. A ty? – Ja też byłam ciekawa.
- Bang. Bang Yong Guk. – Odpowiedział. – Chyba jestem trochę starszy od ciebie.
- Mam 20 lat. Nie wyglądasz na starszego. – Wyparowałam.
- Tutaj nikt nie wygląda odpowiednio na swój wiek. Ja mam 24. – Powiedział.
- Teraz powinnam się do ciebie zwracać formalnie… - zaczęłam
- Nie. Wcale tego nie chcę. – Przerwał mi.
- I nie miałam zamiaru. – Dodałam. Uniósł brwi. - U mnie w kraju się tego nie robi, jeśli jest tak mała różnica wieku i to jeszcze jak jest się tak młodym. Musisz mi to wybaczyć, ale jest to na twoją korzyść, gdyż gdybym się do ciebie zwracała formalnie, biorąc pod uwagę także mój kraj i jego tradycje to w oczach moich rówieśników wyglądałoby to tak jakbyś był o dziesięć lat ode mnie starszy lub osobą wyższą rankingiem np., jeśli chodzi o pracę. – Zakończyłam. Przez pewien czas był poważny, lecz po kilku sekundach nie wytrzymał i znów się roześmiał. Cóż za wesoła osóbka jak na tyle wrażeń. Ma piękny eyesmile.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Zapytał.
…Niezręczna sytuacja. Odchrząknęłam i powiedziałam. – Chciałbyś się umyć? No wiesz, we włosach masz pełno błota, a koszulka poplamiona jest twoją krwią. Jak chcesz to jakąś swoją mogę wygrzebać rozmiaru XXL.
- Nie noszę takiego rozmiaru i ty też. – Odpowiedział.
- Mam taką jedną, nosiłam ją tylko raz na zjeździe. Użyłam jej, jako koszulę nocną. A jeśli chodzi o ciebie, to lepiej mieć za dużą jak za małą lub zakrwawioną. Zresztą wcale nie wygląda jak szmata, tylko jest czarna z Nowym Yorkiem, nawet na mnie dobrze wyglądała.
- Dobra, zrozumiałem. Może być- Oznajmił.
- Ja tylko proponuję ci twój piękny wizerunek. Łazienka jest w tym korytarzyku od razu po lewej. Miłej kąpieli życzę. – Odpowiedziałam. Wstał a ja wskazałam na drzwi, o które mi chodziło, po czym klepnęłam go w plecy, by szedł dalej. Gdy to zrobiłam na chwilę przystanął, po czym znowu ruszył, trochę szybszym krokiem. Wzruszyłam ramionami i poszłam po swoje ubrania oraz po koszulkę dla Banga.
~~~~~~
Gdy skończył się myć, a zrobił to bardzo szybko (ja tak nie potrafię) przez uchylone drzwi podałam mu górę od ubrania. Wyszedł po dwóch minutach. Miał mokre, czarne włosy i piękną, lśniącą skórę, tej samej barwy, co moja. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Poskładał ręcznik i położył go na kanapie, po czym spojrzał w moją stronę. Od razu się odwróciłam i zamknęłam w łazience. Niechcący przegryzłam sobie język. Nie mogę uwierzyć, że na mnie to działa. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem jedną z tych, co ślini się na widok przystojnego faceta, a jednak. Weszłam pod prysznic i zaczęłam nucić jedną z moich ulubionych piosenek- I’m a born Singer*.
-Nie jestem tego taki pewien. – Usłyszałam wychodząc z parującego pomieszczenia.
-Ale czego? – Zapytałam.
-I’m a born Singer? – Zapytał.
Niemożliwe. On nie mógł… Nieeeeee! Nigdy nie byłam dobrą piosenkarką. Jak byłam mała, to nawet do chórku kościelnego mnie wziąć nie chcieli. I znowu jestem burakiem. Chciałam zmienić temat, więc od razu przeszłam do rzeczy i zadałam pytanie, na które odpowiedź chciałam wiedzieć już na samym początku.
- Gdzie mieszkasz? – A oto ono.
Zacisnął szczękę i zwiesił głowę.
- Muszę już iść. – Odpowiedział. Wziął zakrwawioną bluzkę i ruszył w kierunku drzwi. Poszłam za nim i je otworzyłam bacznie się mu przyglądając. Wychodząc nawet się nie pożegnał. Nagle na końcu ulicy pojawili się jacyś ludzie. Od razu rozpoznałam tych durniów z wczorajszego dnia. Prędko spojrzałam na Banga. W tej samej sekundzie on mocno zacisnął pięść. Wytrzeszczyłam oczy. Już chciałam coś powiedzieć, gdy ten pewnym krokiem ruszył przed siebie, zostawiając mnie samą w oszołomieniu. Nic na to nie mogłam poradzić. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się na podłogę.
~~~~~~
Jestem w mieście i robię zakupy. Wyczyściłam całą lodówkę, a głodować nie chcę. Przestałam myśleć o nieznajomym, choć było to dość trudne. Stoję przy kasie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tylu zer na paragonie. Ukłoniłam się i wyszłam z budynku, ruszając w kierunku parku. Kupiłam wszystkie rzeczy potrzebne do jednoosobowego pikniku.
~~~~~~
Jeszcze nigdy nie byłam tak najedzona. Siedzę tu już od trzech godzin i ciągle coś podjadam z koszyka, patrząc na bawiące się dookoła dzieci. Trzeba się zbierać. Po drodze robię jeszcze kilka zdjęć swoim aparatem wciąż zmierzając w kierunku metra. Zaczyna się ściemniać. Skręcając w następną uliczkę widzę ogromne zbiorowisko ludzi. Jak większość podchodzę, by sprawdzić, co się dzieje. Jest tam już policja. Do samochodu wsiada kilka chłopaków w moim wieku. Do drugiego auta wsadzają czwartego i nagle zamieram. Przepycham się przez ludzi w kierunku władzy. Podchodzi do mnie jeden z nich tłumacząc bym wróciła za żółtą taśmę. Kręcę głową i wyjaśniam, że nie będzie potrzeby zabierać tej osoby na komisariat, bo ja za nią odpowiadam. Policjant unosi brew. Jeszcze przez chwilę rozmawiamy. Podpisuję jakieś papiery. W końcu kiwa głową i krzyczy coś do swoich ludzi. Odwraca się i popycha w moją stronę człowieka, który ma spuchnięte oko i rozciętą wargę. Patrzy na mnie z nienawiścią, ale gdy ruszam idzie za mną. Kupuję bilety na pociąg. Przez całą drogę powrotną się do siebie nie odzywamy. Wchodzimy do domu. Każę mu usiąść na kanapie. Ten wciąż się nie odzywa. Idę po coś do odkażenia ran i zabieram się do pracy. On odwraca głowę dając mi do zrozumienia, że nie chce mojej pomocy. Na siłę przykładam mu wacik do twarzy, a on łapie mnie za rękę i ją odrzuca. Ciskam w niego butelką z wodą utlenioną nic nie rozumiejąc i się wydzieram. Osuwam się na podłogę. Nie wiem, dlaczego on tyle dla mnie znaczy, nie rozumiem tego. Z oczu płyną mi łzy. Chwytam się palcami moich włosów i odwracam się do niego plecami.
-Nie mam domu, rozumiesz?!- Wykrzykuje. Otwieram szeroko oczy. Coraz więcej łez.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Gwałtownie się odwracam. – Wiesz jak ja się teraz czuję?! Uwierz, że na prawdę podle. Trzeba było tylko powiedzieć. Wiesz, jakie miałbyś kłopoty, gdyby mnie tam nie było?! – Jestem załamana.
- Ja z tym żyję przez cały czas! To nie jest żadna nowość! I nie oczekuję od ciebie żadnego współczucia! – Wykrzykuje.
Spoglądam na jego pocięte ręce. Co on jeszcze w sobie ukrywa? Dlaczego ci ludzie tak go ranią? Mógłby trafić do więzienia. Gdy zobaczyłam tamtych ludzi. Nie wiecie jak wyglądali, w jakim byli stanie, co mieli w rękach. Dlaczego chcieli go zabić? Co tu się dzieje?!
- Przepraszam. – Odpowiadam, bo wiem, że moje histeria mu nie pomoże. – Wiesz, że możesz tu zostać. –Wypalam. Nie mam sił i on też. Dłużej nie wytrzymam. – Coś wymyślimy, będzie dobrze. – Wstaję. Patrzę w kierunku łazienki, potem znów na Banga. Wskazuję na znane mu już drzwi, po czym ruszam w kierunku schodów.
- Kim oni są? - Pytam wciąż jednak ciekawa. Boję się odpowiedzi, ale jej nie uzyskuję. Wchodzę na górę i słyszę zamykające się z trzaskiem drzwi na dole. Jestem wykończona.
~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
Następny dzień. Wczoraj przez resztę dnia siedziałam w swoim pokoju. Schodzę do salonu i widzę Banga śpiącego na kanapie. Umył się, lecz rany wciąż nie są odkażone. W tej samej chwili się budzi i patrzy na mnie. Siada w pionie oczekując mojego przyjścia. Na stole leżą waciki i woda utleniona. Sięgam po nie i robię to, co chciałam zrobić wczoraj. Tym razem się nie opiera. Bandażem okręcam mu lewą dłoń, która jest całkiem poharatana od środka. Mówię mu, że bez lekarza się nie obejdzie, na co kiwa głową.
-Nie przyjmuję odmowy mojej wczorajszej propozycji. –Mówię, na co on zaciska usta.
-Nie oczekuję żadnej zapłaty za mieszkanie. Jedynie przekażę ci moje obowiązki związane z domem typu: sprzątanie, gotowanie. Tego też nie możesz odrzucić- dodaję. -Dzisiaj jedziemy do szpitala, na co już się zgodziłeś. Potem zajedziemy do sklepu po ubrania, których jak zgaduję na tę chwilę nie masz, chyba, że w jakimś starym niezamieszkalnym budynku, ale nie będą ci one potrzebne. – Dodaję.
-Dziękuję – Ja naprawdę to słyszę. Uśmiecham się.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~
Dziś jest poniedziałek. Cały wczorajszy dzień spędziliśmy w centrum handlowym. Na początku było trudno, gdyż Bang był strasznie nieśmiały. Zaszliśmy jeszcze do fryzjera, który był naprawdę rewelacyjny. Nikt, kto obok nas przechodził nie zorientował się, kim jest Yong Guk, co oznacza nasze zwycięstwo. Przypudrowałam mu trochę tą śliwę pod okiem, więc wygląda nieziemsko, a po kobiecej stronie młodzieży łatwo to wywnioskować.
~~~~~~
Teraz zmierzam do pracy. Gdy wrócę mam nadzieję na jakiś dość prosty obiad, więc jestem szczęśliwa. Siedzę przy jakiś papierach, poprawiając scenariusz prowadzącego program „Be a man”. Pracuję, jako jego asystentka oraz przy scenariuszu. Lubię tą pracę, jest nieprzewidywalna, a to kocham. Jak tak pomyślę, to warto by było coś znaleźć Bang’ owi. Tylko, w czym on mógłby być dobry? Nie wiem. No to mamy temat na wieczór.
~~~~~~
-Wróciłam! – Krzyknęłam ściągając buty w korytarzyku. Wchodząc do salonu czuło się zapach czegoś ostrego ( oczywiście do jedzenia).
- Nie wchodź do kuchni! Zaraz wszystko będzie gotowe. – Usłyszałam. Usiadłam przy stole gotowa na kulinarną niespodziankę. Po chwili w progu ukazał się Bang z dwiema miskami z zupą?
- Ugotowałem kimchi. Tylko takie domowe, a nie z proszku. –Powiedział się uśmiechając.
- Czyli zupę? – Zapytałam.
- Którą się je pałeczkami. – Dodał.
Odchrząknęłam. – Nie potrafię jeść pałeczkami. – Odpowiedziałam lekko zawstydzona. Jadę do Korei i nie wiem jak się posługiwać pałeczkami? Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale tak jest.
- Naprawdę? No to trzeba cię nauczyć… - Byłam mu wdzięczna, że się nie roześmiał.
Po chwili potrafiłam już władać pałeczkami bez żadnego zarzutu. Choć pewnie już mamy zimne jedzenie, bo trochę nam to zajęło. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam, co przed kilkoma minutami.
- Gdy ciebie nie było szukałem ofert pracy. – Zaczął rozmowę Bang.
-W domu? – Zapytałam.
-Nie… Wyszedłem na miasto. – Powiedział.
Spojrzałam na niego w tym samym czasie wpychając sobie makaron do buzi, co wywołało uśmiech na jego twarzy. – I co? Znalazłeś coś? – Zapytałam.
- Chyba tak. Zaszedłem do pobliskiego serwisu samochodowego. Powiedzieli, że jak chcę i mam wprawę to mogę się zatrudnić.- Odpowiedział.
-A chcesz? – Znów zapytałam.
-I tak nic lepszego nie znajdę. – Odpowiedział, na co zruszyłam ramionami.
- I tak będziesz musiał mi gotować, to jedzenie było pyszne. –Uśmiechnęłam się.
-Cieszę się bardzo. – Też się uśmiechnął.
~~~~~~~~~~~~````~~~~~~~~~~~~
I tak właśnie minął nam cały tydzień. On pracował, ja pracowałam. On gotował, ja…. Jadłam (uśmieszek).
~~~~~~
Dzisiaj udało mi się wyjść z pracy wcześniej. Bang i tak pewnie już jest w domu. Może tym razem ja coś ugotuję?
Wchodzę do domu po cichu. Spotkanie z zaskoczenia. Zamykam drzwi prawie bezszelestnie. Do salonu idę na palcach. Nagle słyszę lekkie pomruki. Przystaję, by lepiej słyszeć. Słyszę jakąś muzykę. Podchodzę trochę bliżej i chowam się za ścianką. Słyszę rap. Ale nie z głośników. To Bang? Nie mogę uwierzyć. Jest niesamowity.
-jibeochiwo nan sarang ttawin an hae I Came Back, Yeah
modu beoryeo deo isang pillyo eobseo nan
ije neo eobsi jamdeul su isseo
neo eomneun Spotlight binjarireul bichueo
jeuk, naega kkuneun kkumui gachireul mitji motae
nal beorin i hyeonsure naega michyeo
I'm Hot Stuff… (pierw. I remember*).
Decyduję się na to by wyjrzeć za róg. On rapuje dalej, a przy okazji zamiata podłogę. Od tak, jakby nic mu nie przeszkadzało. No i na dodatek jest bez koszulki… Powoli się wycofuję. Nie chcę niczego zepsuć, więc po prostu będę udawać, że dopiero, co weszłam. Znów jestem w przedsionku.
-Wróciłam! – Wykrzykuję. Słyszę jakieś hałasy i szaleńczy bieg przez przeszkody. Daję mu jeszcze chwilę i wchodzę do środka (nigdy nie uważałam, by korytarz zaliczał się do domowych pomieszczeń). Widzę Banga. Włożył na siebie koszulkę, wyłączył muzykę. W ręce trzyma miotłę. Nic nie wskazuje na to, co przed chwilą się tu działo. Uśmiecham się do niego, po czym go mijam i kładę torbę na stole. Mam ochotę go przytulić i powiedzieć, jaki ma wspaniały głęboki głos, ale zamiast tego wędruję w stronę lodówki. Wyciągam z niej jogurt do picia.
-Jak minął dzień? – Pytam.
-Nie najgorzej. Kilka zleceń w pracy. Nic więcej. – Odpowiedział.
-Hmm… Trzeba to zmienić. – Odpowiedziałam.
-Co masz na myśli? – Pyta trochę zdezorientowany.
Przez jego dzisiejszy rap mam ochotę się trochę rozerwać, więc – Dziś wieczorem idziemy do miasta, do jakiegoś klubu. Co ty na to?
-Nic z tego. – Odpowiada.
-Dlaczego?! - Pytam się niedowierzając. Taka osoba jak on powinna tego pragnąć, a nie… coś takiego.
- Po prostu nie. – Dodaje.
- To nie jest odpowiedź. – Odpowiadam naburmuszona.
- Nie umiem tańczyć. – Mówi szybko.
- Nie każdy musi tańczyć. Zresztą i tak ci nie wierzę. – Prycham.
- Trudno. – Odpowiada.
- Nawet kiwać się na boki nie potrafisz? – Pytam retorycznie. – I nie próbuj mi na to odpowiedzieć. – Dodaję, na co ten się uśmiecha. Łapie mnie za ręce i kładzie je sobie na ramiona.
- Potrafię tylko tak. – Odpowiada kiwając się na boki. Uśmiecham się triumfalnie. – Albo tak. – Puszcza mnie i odprawia absurdalny taniec… szczęścia? Nie wiem jak to nazwać.
- No to załatwione. Idę na górę sprawdzić w intrenecie wszystkie kluby. W końcu dzisiaj jest znowu piątek. – Mrugam i szybko uciekam na górę po schodkach wciąż się śmiejąc dumna z siebie.
~~~~~~
Tańczę z następnym wysokim Koreańczykiem. Bawię się świetnie. Piję czwartego drinka. Ciekawe, co tam u Banga. Już w pierwszych minutach straciłam go z oczu. Muzyka jest bardzo głośno, tak lubię. Większość utworów to typowe mixy wszystkich znanych utworów, puszczają także młodzieżowy k-pop oraz co jakiś czas jakiś Europejski hit. Kończy się następny utwór. Chcę odpocząć, więc żegnam się z partnerem i zmierzam w kierunku baru. Po drodze za rękę łapie mnie jakiś typ i przyciąga do siebie. Próbuję się wyrwać mówiąc, że na razie nie mam ochoty tańczyć, ale on nie chce mnie puścić. Po chwili czuję jak ktoś wyrywa mnie do tyłu i ciągnie za sobą w kierunku wyjścia.
-Możemy już wracać?! – Pyta zdenerwowany Bang.
- Jesteśmy tutaj dopiero 2 godz. Zostańmy trochę dłużej. Jest fajnie. – Odpowiadam.
-Fajnie? Ta widzę… - Prycha.
-Ej no, to, co przed chwilą było to tylko ten jedyny raz. Jestem bezpieczna – stwierdzam.
Znów prycha. – Oni wszyscy od małego ćwiczą taekwondo. Myślisz, że jak któremuś czegoś się zachce, to go znokautujesz?! – Pyta rozwścieczony.
Może i ma rację, ale się nie poddaję. – Ani razu ze sobą nie zatańczyliśmy, możemy, chociaż ten jeden raz, a potem obiecuję, że pójdziemy OK? Zresztą jak ty będziesz przy mnie to nikt mnie nie zaczepi- uśmiecham się.
-Obiecujesz? – Pyta.
-Tak- odpowiadam. – Czy ty w ogóle tańczyłeś z jakąś laską? – Pytam się.
-Nie. – Odpowiada.
Zatrzymuję się. – Wiesz, co? Ja usiądę przy barze, a ty idź i wyrwij jakąś młodą ładną OK? Mi się nie spieszy, a chętnie sobie popatrzę. – Uśmiecham się łobuzersko.
On kiwa głową. Odwracam się w innym kierunku i idę przed siebie. Już mam usiąść na krześle, gdy znów ktoś łapie mnie za rękę.
-Chcesz zatańczyć? – Ktoś pyta, a ja się odwracam i się śmieję.
-Jestem ładna? – Pytam się.
On kiwa głową i też się uśmiecha. Razem z Bang’iem tańczę jeszcze dwa tańce. Bawię się jeszcze lepiej niż przedtem. W pewnym momencie Guk nachyla się i szepcze mi coś do ucha. Wiedziałam, że ta piękna chwila nie potrwa wiecznie. Kiwam głową i oznajmiam, że zajdę jeszcze tylko po jednego kolorowego drinka z martini i możemy iść.
Po chwili wracam i wręczam jeden kieliszek Bang’owi. Ten kreci głową, ale wypija go w całości. Idziemy w kierunku wyjścia. Nagle obok nas słyszymy jakieś krzyki. Chyba się biją. Bang mocno ciągnie mnie za rękę, dając do zrozumienia, że jak najszybciej trzeba się stąd wydostać. Już przyspieszam kroku, kiedy dostaję mocno czymś w głowę. Tracę czucie w nogach i wiem, że upadam, tylko tego nie czuję.
~~~~~~~~
Przytomność odzyskuję w drodze do domu. Przypominam sobie, że do klubu trafiliśmy na pieszo, a teraz siedzę w samochodzie. Powoli otwieram oczy. Leże na kolanach Banga. Widzę, że jest niespokojny. Po chwili Taxi się zatrzymuje. Guk podaje kierowcy kilka papierowych banknotów. Z moich ust wydobywa się lekki pomruk. Próbuję wstać. Bang chyba to zauważył, ale nie pozwolił mi na to. Już w następnej chwili brał mnie na ręce. Próbowałam protestować, co najwyraźniej mi się nie udawało, bo nie zwracał na to uwagi. Wziął moją torebkę i jedną ręką zaczął poszukiwać kluczy do mieszkania. Gdy byliśmy już w środku, zamiast mnie puścić Bang dalej niósł mnie w swych ramionach. Wniósł mnie po schodach. Przed sobą miał trzy pary drzwi. Otworzył te na samym końcu korytarzyka, jakby mnie kiedyś obserwował. Ostrożnie położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Odgarnął mi włosy z twarzy. Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Chciałam mu podziękować, ale ten jakby to wyczuwał tylko pocałował mnie w czoło. Szybko się rozejrzał po pokoju, nów spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się i po cichu zamykając drzwi wyszedł z pokoju. W następnej sekundzie już spałam, czując się bezpieczna.
----------------------------------------
* I’m a born Singer - BTS
* I remember - Bang Yong Guk ft. Yoseob
--------------------------------------------------------
A oto 2cz. opowiadania z Bangiem! ;) Mam nadzieję, że będziecie chcieli jeszcze trochę poczekać na ostatnią 3cz. ;) Co o tym myślicie? O odp. proszę w komentarzach! <3
Dawaj następną częśc ! bo znajde i ukatrupie ! xd
OdpowiedzUsuń